- To co, szukamy spania.
- Pod dachem?
- To sobie szałas wybuduj.
Stołówka na
bazie harcerskiej. Dach jest, nogi wyciągnąć można... miejsce
idealne. Trzeba było tylko poczekać, aż zrobi się ciemno.
Usiedliśmy na plaży.
- Fajna woda.
Spokojna taka, nic się nie dzieje. Jak tutaj. - może to nie była
jedna z moich najmądrzejszych filozoficznych myśli, ale jakby
głęboko poszukać, tak bardzo głęboko, to metaforyczny sens
jakiś ma.
Szczuru podniósł
trzy małe kamyki, ustawił obok siebie i nazwał naszymi imionami.
Popatrzyłyśmy na niego z lekkim zwątpieniem. Wyobraźnie zawsze
miał, ale to już podchodziło pod efekty udaru. Zgarnął kamyki z
ziemi i wrzucił wszystkie do wody.
- Utopiłeś
nas.
- Nie,
zrobiliśmy anarchię w wodzie. Możemy i tutaj. - wyszczerzył zęby
w uśmiechu, który na pewno krył za sobą jakiś typowo szczurzy
pomysł. - A was to mogę dopiero utopić. - przerzucił mnie przez
ramię, chwycił Martynę za rękę i wbiegł do wody.
***
- Teraz
na mnie chuchaj, żeby mi ubrania wyschły.
- Mogę
opowiadać żarty.
- Dobra,
oszczędź mnie. Chodźcie na stołówkę.
Podejście
1.
Szliśmy
lasem w stronę budynku przyczajeni jak tygrysy, ukryci między
drzewami jak smoki, cisi jak koty, jak...
- Tu
dum, tu dum, różowe pantery!
- Jesteś
szczurem, nie panterą. - parsknęłam śmiechem. Milczenie nie było
naszą najmocniejszą stroną. - Cicho, skradamy się przecież.
Światła
w stołówce były zapalone. W drzwiach stał kierownik bazy.
- Panie
kierowniku, czy my możemy się tu zdrzemnąć?
- To
stołówka, tu się je. Wypad.
Warto
było spróbować. Na plaży też będzie wygodnie.
Podejście
2.
Weszliśmy
do stołówki, nie spotykając nikogo po drodze. Za siatką
rozdzielającą wnętrze budynku na dwie części znaleźliśmy
łóżko. ŁÓŻKO. Czy to fatamorgana?
- Dobra,
koło 5 wstajemy i się zwijamy, zanim ktoś tu przyjdzie.
Pocieszyliśmy
się miękkością materaca pół godziny. Później usłyszeliśmy
znane z poprzedniego dnia „Wypad”. I jeszcze kilka epitetów,
których przytaczać nie wypada.
Podejście
3.
Hałas
rozmów w budynku słychać było z kilkuset metrów. Weszliśmy w
tłum zebrany wewnątrz. „Krajowe zawody w biegach na orientację”
głosił wielki plakat przywieszony na ścianie.
- Ej,
chodźcie, jak nie pośpimy, to chociaż po lesie pobiegamy -
ruszyliśmy w stronę organizatora.
- Wy
chcecie wystartować? - spojrzał na nas z lekkim niesmakiem.
Patrzyłam na niego wyczekująco, siorbiąc prosto z torebki zupkę
chińską. Martyna obracała w rękach słoik musztardy, Szczur
podrzucał nad głową bochenek chleba. - Nie.
- A
kimnąć się tu możemy?
Rozmowie
zaczęło przysłuchiwać się coraz więcej osób.
- Jak
rozśmieszycie więcej niż 20 osób, to możecie. - rzucił ktoś z
tłumu.
Szczurowi
nie trzeba było dwa razy powtarzać. Challenge accepted.
- Wiecie
co robi Jezus na rondzie? Nawraca.
10
minut później leżeliśmy wygodnie na stercie namiotów ułożonych
w rogu stołówki.
***
- Pobawimy
się w komandosów? Podejdźmy jakiś obóz.
Pomysł
podkradnięcia się nocą do któregoś z obozowisk i zawinięcie im
flagi był jednym z lepszych, na jakie ostatnio wpadliśmy. Trzeba
tylko iść uprzedzić komendanta. Obraliśmy na cel obóz młodych
strażaków. Przy bramie wejściowej napotkaliśmy opór w postaci
wrzeszczącej masy małych i trochę mniejszych uczestników. Jak w
tym mrowisku znaleźć jakiegoś komendanta... W ułamku sekundy tłum
się rozstąpił. Jak Mojżesz przez Morze Czerwone, pewnym krokiem w
naszą stronę stronę szedł olbrzym. Długie włosy i broda
sięgająca pasa. Gdzieś pod nią miał pewnie schowany topór.
Wiking. Wódz.
- Który
mi, kurwa, przeszkadza w pieczeniu kiełbasek?
My? My
w życiu. Nie śmielibyśmy. Staliśmy przytłumieni jego potęgą.
- Bo
my panie... wodzu, mamy sprawę taką. Chcieliśmy wasz obóz
podejść. Wie pan, w nocy, flagę zdobyć...
Uszy
wszystkich uczestników obozu urosły już z zaciekawienia do
niewyobrażalnych rozmiarów. Zapomnieliśmy o jednej ważnej rzeczy
– oni nie powinni wiedzieć o naszych zamiarach. Władca wikingów
popatrzył po swoich podwładnych.
- Nooo, dzisiaj to już jesteście spaleni.
- Ale
my nic nie paliliśmy!
Olbrzym
zaniósł się śmiechem tak głośnym, że niewątpliwie gdzieś w
Himalajach właśnie wywołał lawinę.
- Wchodźcie,
pogadamy.
Dla wszystkich starczy miejsca
Pod wielkim dachem nieba