poniedziałek, 26 października 2015

"Dzieciak znikąd"



    Obudził się na podłodze ciężarówki. Na około niego siedzieli ludzie o smutnych, znękanych twarzach, każdy zatopiony we własnych myślach. Nie wiedział ile dni już są w drodze, czuł tylko głód i samotność. Nawiedzały go urywki wspomnień sprzed podróży. Szare ulice, zburzone budynki, samotna kula wystrzelona przez któregoś z żołnierzy, przeszywająca serce jego ojca. I łzy matki kiedy kazała mu wsiąść do samochodu:
- Jedź synku, tam będzie lepszy świat.

- Nie zostawię cię tutaj.

-
Spotkamy się jeszcze. Gdziekolwiek będziesz, odnajdę Cię, obiecuję.
Sam nie mógł powstrzymać płaczu, gdy odjeżdżając, widział matkę na tle miasta pożartego przez wojnę.

    W końcu ciężarówka zatrzymała się, jego współpodróżni wyskakiwali w mrok nocy. Nikt nie zwracał na niego uwagi, ważne było to, aby się wydostać. Tylko jedna kobieta rzuciła w jego stronę szybkie:

- Uciekaj, mały. I nie daj się złapać.

    I tak został sam, w obcym kraju, dzieciak znikąd. Szedł długo przed siebie. W oknach mijanych domów widział rodziny siedzące razem przy stole, roześmiane dzieci i ich rodziców. Wtedy zdał sobie sprawę jak bardzo tęskni za ojcem, matką i domem, w którego ścianach czuł się bezpiecznie. Nie wiedząc co ze sobą począć, postanowił przeczekać noc w zrujnowanym domu, stojącym przy drodze. We śnie znowu ujrzał swój kraj, oddziały żołnierzy maszerujące ulicami, słyszał wybuchy bomb i serie wystrzeliwane z karabinów.
    Z koszmarów wyrwało go uderzenie w brzuch. Gdy podniósł powieki, zobaczył nad sobą twarze trzech mężczyzn, ich głowy były gładko ogolone, a w oczach płonął ogień nienawiści i odrazy.
- Czego tu chcesz, czarnuchu?

- Myślałem, że to jakaś sterta gówna, a to tylko małe, murzyńskie dziecko. Dużo się nie pomyliłem.

- To pewnie jakiś mały islamista.

Śmiali się, popychając go między sobą. Nie rozumiał co mówią, chciał się tłumaczyć, ale podejrzewał, że nawet gdyby mogli zrozumieć jego język i tak nie chcieliby go słuchać. W końcu znudzili się swoją brutalną zabawą, pchnęli go na kamienie i odeszli, śmiejąc się i klnąc.

    Zhańbiony, pobity chłopak z trudem podniósł się, usiadł pod ścianą i zapłakał:

- Nie chcę tu być, to okropny kraj. Ludzie nienawidzą cię tylko dlatego, że masz inny kolor skóry, dlatego, że masz „więcej melatoniny” jak zwykła żartować mama. Właśnie... mama. Co ona mówiła? "Lepszy świat"? Chciałbym do domu. Tylko, gdzie to jest...?
                              

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz