czwartek, 24 grudnia 2015

1. Anno Domini punk rocka


    Dawno, dawno temu pewna dziewczyna zaszła w ciążę. Ojciec dziecka niby był obecny, ale specjalnie widać go nie było. Młoda matka, pod presją bliskich, przyjaciół i innych głosów, uciekła z narzeczonym, który miał być dla dziecka ojczymem. Oboje byli biedni i niedoświadczeni, ale dla syna chcieli jak najlepiej, przekonani, że będzie kimś wielkim.
   Dzieciak-uchodźca urodził się w nieodpowiednich do tego warunkach, daleko od rodzinnego domu matki. Nikt nie przejął się jego pojawieniem, może z wyjątkiem zwierząt i kilku ludzi, których zliczyć można by na palcach jednej ręki. Prawie zezwierzęcony już w pierwszym dniu życia, nie prezentował się jak ktoś, kto może wstrząsnąć całym światem.
    W wieku dwunastu lat, młodzieniec uciekał od rodziców i głosił swoje ideały, trzy razy starszym od niego mędrcom. A potem się zaczęło... Burdy w świątyniach, przeciąganie ludzi na swoją stronę dzięki sile perswazji i obnoszenie się z nadprzyrodzonymi mocami. W wyniku swojego zuchwalstwa zmuszony był uciekać z jednego kraju do drugiego. Ale pomimo tych popisów, przyznać mu trzeba, że miał trzy ogromne zalety: głosił mądre mowy, potrafił zjednać sobie sojuszników i przez całe życie trzymał się tych samych ideałów i wartości.
    Niestety w końcu przejechał się na ufności do ludzi, został złapany przez narodowców i skazany na śmierć. Jego życie nie było długie, za to intensywne. Na tyle intensywne, że po dziś dzień ludzie świętują Jego narodziny.
    Tak, „Jezus kiedyś zapytany, potwierdził, że on też nosił glany”.


Dobry byłby z niego kompan na imprezy, nie? Woda w wino i te sztuczki.

środa, 9 grudnia 2015

Weź kartkę, długopis i pomóż!


    13-letnia dziewczynka została zmuszona do małżeństwa z mężczyzną starszym od niej o ponad 50 lat. Adwokat skazany na 15 lat więzienia za walkę o prawa ludzi. Kobieta torturowana i gwałcona przez funkcjonariuszy, którzy chcieli by przyznała się do zbrodni, której nie popełniła.
To nie zapowiedź nowej książki, to nie literacka fikcja. Takie rzeczy dzieją się codziennie w różnych zakątkach świata. Zadajesz sobie pytanie: „Czy ja sam mogę coś z tym zrobić?” Otóż, tak – możesz!
   Każdego roku z datą 10.12 odbywa się Maraton Pisania Listów. To akcja przygotowywana przez Amnesty International, czyli organizację, która jest światełkiem nadziei dla ludzi skrzywdzonych przez złe duchy drzemiące w niektórych osobach. Maraton ma bardzo proste zasady – należy napisać jak najwięcej listów w obronie pokrzywdzonych, zebrać owe teksty i wysłać do władz danego państwa. Akcja jest organizowana w całym kraju, w szkołach, kawiarniach i instytucjach kultury.
   Nas nie kosztuje to dużo, wystarczy poświęcić 10 minut na przepisanie tekstu. Niewiele, prawda? A dla ofiar to szansa na spokojne życie. Więc, proszę, zamiast oglądać serial, weź kartkę, długopis i pomóż.
 
KAŻDY LIST POMAGA.

Więcej informacji tutaj: http://amnesty.org.pl/maraton/

wtorek, 1 grudnia 2015

Jak Żabki w wodzie


    Weekend spędzony pod szyldem koncertów legend polskiego punk rocka, z czego jednym z zespołów jest twój wyraźny muzyczny faworyt. Jesteś z nimi kiedy grają, śpią, jedzą i biorą prysznic. Dobra, przy tym ostatnim nie jesteś obecny, ale i tak spędzacie razem prawie 24 godziny na dobę. Brzmi jak sen, nie? A jak wiadomo marzenia się spełniają. Tak też w sobotnie popołudnie czekałam pod katowicką knajpą na transport, który miał ponieść mnie, pisarskiego amatora głodnego wrażeń, w pierwszą koncertową minitrasę.
I czekałam... Poważnie, jeśli umawiacie się z muzykami, zamiast stawić się punktualnie w umówionym miejscu, idźcie zjeść obiad, pozwiedzać miasto, wypić kawę i dopiero przyjdźcie – będzie idealnie. Taki artystyczny kwadrans spóźnienia. Ale nie narzekam, żeby jeszcze mnie kiedyś zabrali.
     Podróż do pierwszego celu – klubu RudeBoy w Bielsku-białej minęła bardzo przyjemnie, poza tym, że żarty o Zagłębiu są znane chyba w każdej części Polski: „Przy stworzeniu świata diabeł prosił Boga, aby ten pozwolił mu zrobić jedną rzecz. Bóg nieroztropnie się zgodził i tak powstał Sosnowiec”. Nieśmieszne. Chociaż, w sumie trochę... Do celu się jakoś specjalnie nie spieszyliśmy, i wcale nie dlatego, że nie chciało nam się rozpakowywać przyczepy ze sprzętem.
     Koncerty Ga-gi/Zielonych Żabek, The Analogs i Leśnych Ludków jak zawsze częstowały ogromną porcją energii, ale jeden moment zapadł mi w pamięć szczególnie. Bywalcy ostatnich koncertów Żabek na pewno kojarzą Wiktora, kilkuletniego chłopaka, który wspomaga zespół wokalnie. (Może weźmie na barki działalność zespołu, kiedy aktualny skład przejdzie na emeryturę?) W każdym razie, niedługo po koncercie w Bielsku miał obchodzić 9. urodziny, więc muzycy chcieli zrobić dla niego coś wyjątkowego. Złożyli mu życzenia podczas koncertu, dostał płytę w prezencie, ale nie to jest najważniejsze. Najlepszy moment był, gdy cała punkowa publika zaczęła mu śpiewać „Sto lat”. I powiedzcie mi teraz, że punkowcy to brudne, bezduszne bestie.
    A zastanawialiście się kiedyś, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami zespołowej garderoby? Rozwiązałam tę zagadkę. Nie ma tam wcale, jak mówi powszechne przekonanie, kobiet przygruchanych sobie przez muzyków ani żadnych „białych dróg” (czy pasów startowych do „odlotu”). Chłopaki siedzieli przy herbacie i rozmawiali o komercji, sześciolatkach w szkole i tym podobnych. Pełna kulturka. A co do tej herbaty... Anarchia w Wielkiej Brytanii, godzina 17.00:
- Chcesz herbaty?
- Nie.
Możecie iść teraz popić tego suchara.
     Koło 1. w nocy dotarliśmy do pokoi i prawie od razu zapadliśmy w sen. Męczące takie życie. I towarzystwo na noclegu też było świetne. (Tutaj znalazłoby się zdjęcie panów Analogsów, ale nie udało mi się go zrobić, bo równo z końcem doby w Domu Turysty, czyli o godzinie 10, chłopaki byli już spakowani i wpakowani do busa. Chodzą jak szwajcarski zegarek. Mogłam im tylko pomachać na pożegnanie, zawsze coś).
Bezlitosne zasady wyprosiły z pokojów również nas, więc, trochę mniej zdyscyplinowani i ogarnięci niż szczecinianie, ruszyliśmy w drogę do Katowic. I tutaj historia zaczyna się robić dziwna. Do następnego koncertu zostało nam kilka godzin, musieliśmy się czymś zająć, więc poszliśmy do kina. Nie byłoby w tym nic interesującego, gdyby nie to, że nasz wybór padł na „Hotel Transylwanię”. Wyobraźcie sobie ten image: ludzie w glanach, martensach, skórach, irokezach, dreadach, twardo oglądający bajkę. Przepraszam, film animowany. Jesteśmy dorośli.
     Tak bojowo nastawieni ruszyliśmy do klubu Fraktal w Mikołowie na wieczorny koncert. Co tu dużo mówić: trzy godziny świetnej muzyki i płynącej z niej pozytywnej energii. Wpadnijcie na najbliższy koncert, to sami się przekonacie. Ja pewnie też tam będę, do zobaczenia!