Woodstock, Woodstock i po Woodstocku… Mam nadzieję, że
wszyscy już zregenerowani, choć wiem, że ciężko jest wrócić do rzeczywistości.
Nie będę opisywać jak było, bo mama czyta moje wypociny (Serdecznie Cię z tego
miejsca pozdrawiam, rodzicielko :D).
Chciałabym
zwrócić się do osób, które z wielkim przekonaniem głoszą, że tam tylko „sex,
drags and rock’n’roll”, a jedyne co z Kostrzyna można przywieźć to fasolka w
brzuchu. Otóż drodzy państwo… Nieprawda.
Nazywanie Woodstocku Najpiękniejszym Festiwalem Świata nie jest sloganem. Skoro ludzie przyjeżdżają z całej Polski, a nawet i z innych państw, po to, żeby przez cztery dni posiedzieć w lesie, to chyba coś znaczy, nie? Bo oni wracają do swojego drugiego domu, do swojej drugiej rodziny. Spytacie jak można nazwać rodziną ludzi, których się nawet nie zna? Zapraszam za rok – sami przekonacie się o sile więzi, jak się tam tworzy.
Wyobrażacie sobie, że podchodzicie do przypadkowej osoby z
pytaniem czy możecie zostawić jej plecak, znikacie na pół godziny, po czym
wracacie, a bagaż jest na swoim miejscu, w nienaruszonym stanie? A na
Najpiękniejszym Festiwalu Świata można, bo panuje to, co w rodzinie
najważniejsze – zaufanie.
Wyobrażacie sobie, że siedzicie koło osoby jedzącej obiad, a
ona z uśmiechem pyta czy chcecie trochę? Pewnie do tej pory mieliście tak tylko
przy stole… no właśnie, przy rodzinnym stole.
Złaziłam tam kawał chodnika, a
nie widziałam żadnej osoby pod wpływem narkotyków. Przesiedziałam tam tydzień,
a nie widziałam ani jednej smutnej twarzy. Byłam tam dwa razy, a dziecka jak
nie miałam, tak nie mam. Szach-mat, hejterzy.
"Gdzieś tam jest jednak miejsce,
gdzie nie mówię szeptem,
gdzie moje jest powietrze
I moja każda pora dnia"
gdzie nie mówię szeptem,
gdzie moje jest powietrze
I moja każda pora dnia"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz