wtorek, 30 maja 2017

Punk rock się dzieje!

Zebrać ekipę.
"Ja nie pracuję, potrzebne jest natchnienie
I czapki z głów za moje nastawienie"
Rok 2010.
Pierwsi byli Kuro - pracownik wielkiej korporacji, który jest jak Dr Jekyll i Mr Hyde – w punkowca zmienia się dopiero po godzinach, i Piter, wykwalifikowany robotnik i stary, punkowy wyjadacz.
- Może byśmy coś pograli?

- Stary... osiem lat nie grałem.
Osiem czy osiemnaście, z graniem jak z jazdą na rowerze - tego się nie zapomina. Dlatego, gdy większość społeczeństwa spędzała czas w kościele, chłopaki katowali swoje instrumenty. Z czasem stało się to tradycją, to ich coniedzielne punkowanie. Jednak granie w domowym zaciszu nie wystarczało, rozpoczęły się poszukiwania perkusisty. 
- Znam typa, co na bębnach śmiga. Ale gra po weselach.
- Innego nie ma, niech będzie... Perkusista na sztukę. 
Z owego perkusisty był jeszcze jeden benefit: chłopaki potrzebowali sali prób, a on był w stanie ją im udostępnić. Problem był tylko jeden - wcześniej dogrywał się tam zespół weselny, a teraz chciałaby wejść kapela, która z biesiadnym graniem nie ma wiele wspólnego.

"A nas sąsiad z piwnicy wygonił, bo nasza muzyka jest wariacka"

Jednak chłopaki w myśl sentencji, że do odważnych świat należy, spróbowali przekonać opiekuna sali. Zanieśli nagrania swojej muzyki, co kierownik skwitował krótkim:
- Jakoś mnie to nie przekonuje. 
- To może my pokażemy na żywo? Będzie lepiej.
Nie było. 
- Znajdźcie sobie pełny skład, zgrajcie się i najwyżej wróćcie. 
Poszukiwań ciąg dalszy. W międzyczasie wpadli na przegląd młodych zespołów, z którego jednak ich wyrzucono, bo grali trochę zbyt długo.

- To nic. Chłopaki z Zielonych Żabek na pierwszym przeglądzie zostali zdyskwalifikowani, bo wokalista połamał statyw, a Mikser - gitarzysta tak się podjarał graniem, że spalił piec. Punk rock to nie rurki z kremem.
"Ostatni raz poddałem się zamiast uwierzyć w to, co jest wpisane w moją krew"
- Na basie Harry zagra, tylko bębniarz czasu nie ma, bo wesela...
- Znam jeszcze jednego, Dymka.
- Ta? A ten gdzie gra? W kościelnej scholce?
- No... W sumie to tak. Ale punka słucha!
Gitara, perkusja, bas, wokal - check.
Nazwa: Reszta Pokolenia.

- W ogóle roszad w składzie mieliśmy sporo, ze starego składu zostałem ja i Dymek, a na basie mamy Marata, chociaż obrażony na nas był...
- Wal się, stary.
- Bo Marat chciał wejść na gitarę, ale mu powiedziałem, że nie o taki styl nam chodzi... A potem kolega go polecił na bas, no i został.

Zdobycie sali prób, podejście drugie.
- Kierowniku miły, składzik mamy, to my może pokażemy?
Tym razem pokazali. Jednak z jednym małym "ale":
- Jak przyjdzie zespół lepszy od was, to od razu wylatujecie.
W trasę.
"Jeśli robić co nie masz,
to na koncert jechać trzeba,
nakupić taniego wina"

Jest skład, jest nazwa, materiał przećwiczony. Gotowi na podbój świata. I od razu skok na głęboką wodę - trasa koncertowa ze znanym zespołem The Bill. Jak wspomina Gerard, basista The Billa: "Rozwijali się muzycznie z koncertu na koncert i nie odstawiali patałajstwa na scenie. Zawsze zadowoleni, ale bez środków dopingujących" i po chwili refleksji dodaje: "Pamiętam, użyczyłem im sprzęt i spalili mi głośnik... ich basista się słyszał na scenie, ja już nie". Bo ogień na scenie musi być od początku.

"Ooo, jedziemy na Woodstock!" 

W końcu, po długim czasie tułania się po klubach, grania czasem dla pustych sal, a czasami dla dziesiątek głów, nadszedł ten jeden koncert, określony przez chłopaków "koncertem życia". Przystanek Woodstock, Pokojowa Wioska Kryszny. Spełnienie wielu zespołów. 

- Niesamowite przeżycie. Kiedy grasz i widzisz ze sceny tysiące twarzy, zadowolonych twarzy, to czujesz, że jesteś w końcu na właściwym miejscu. Ludzi było naprawdę sporo.
- Może dlatego, że padał deszcz, a pod namiotem Kryszny mogli się schować...
- Nawet pogodę zamówiliśmy na nasz koncert, żeby ludzi było więcej, a wiadomo, że "Bóg zawsze jest z punkami"!

"A co ty tutaj robisz? Ja robię tu wrażenie dobre"
- Jak zagraliśmy, to trzeba było sukces poświętować, wiadomo... Jako ostatnie tego dnia występowało Farben Lehre. Oni mają taką piosenkę "Impreza bywa mokra, gdy się znajomych spotka", szczera prawda ten tekst. I zawsze wtedy zapraszają na scenę swoich przyjaciół, w tym i nas. Ja przez trzy dni Woodstocku nawet butów nie ściągnąłem, bo zasypiałem od razu, jak tylko się doczłapałem do śpiwora, a oni nagle dali mi mikrofon do ręki i kazali śpiewać. Przed swoimi koncertami pije co najwyżej herbatę, ale przecież byłem już po...

Kontakty w zespołach są, w klubach też, teraz powinno być łatwiej. Nakręceni energią z wakacyjnych festiwali, zaczęli poszukiwania koncertów. Spróbowali z Farben Lehre, skoro już uznali ich za swoją "ferajnę".
- Woooojtek, może zagramy z Wami koncert? Poznań?
- Wiesz, co.. już obstawiony.
- Kielce..?
- Nope.
- To może Olsztyn?
- Ten za dwa miesiące? Tam jeszcze nikogo nie mamy, dawaj.
Udało się. Wyruszyli na trzydniową minitrasę koncertową z dwoma trochę bardziej znanymi zespołami. 
***
- Stary, czytałem ostatnio "Rok 1984" Orwella...
- Słyszeliście, że gimnazja likwidują?
- Ludzie teraz nie przychodzą na koncerty, wszyscy w domach siedzą...
- Słaby sezon...
Takie rozmowy toczą się za zamkniętymi drzwiami klubowej garderoby, a nie jakieś... “ochlaj I wyżerka”.

- Zadowoleni z tej trasy byliśmy, jedne z najfajniejszych koncertów. Dobry był też koncert w Miastku. Graliśmy charytatywnie dla niepełnosprawnego chłopaka, udało się zebrać dla niego jakoś ponad 4 tysiące. Naszą płytę wylicytowali za 230zł., to więcej niż zebraliśmy ze wszystkich sprzedanych krążków. A jakie tam było afterparty! Mateusz, pamiętasz?
- Nie pamiętam...
- Bo takie było dobre!

Wracając do powszechnie krążących stereotypów - muzycy narzekają na zmęczenie po koncertach, reszta nie wierzy, bo "cóż męczącego jest w graniu?"

- "Koncertowanie" to nie tylko scena. Czasem trudniej niż zagrać jest znaleźć nocleg. Spanie zarezerwowane, lecimy odpocząć. Dojeżdżamy pod podany adres, wita nas neon rodem z amerykańskich horrorów. W budynku pusto. W końcu pokazuje się pani, pytamy o rezerwację, dostajemy odpowiedź okraszoną ukraińskim akcentem: "Do pani na górę". Idziemy. Na schodach mija nas facet z dwiema reklamówkami, w których postukują butelki piwa. Z nadzieją na uzyskanie jakiejkolwiek informacji otwieramy usta, żeby zadać pytanie, ale gość otwiera drzwi do pokoju i równie szybko je zatrzaskuje. Może gościa suszyło, spoko. Zza drzwi dochodzą podniesione głosy: "Co innego miałeś kupić, a nie jakieś..!". Nie wszystkie browary trzeba lubić, ale no... Chwilę później drzwi otwierają się ponownie, dostarczyciel piw rusza w drogę powrotną, a za nim pojawia się postać właściciela. Pytamy o rezerwacje. Mówi, że coś tam się znajdzie, za chwile wraca z kluczykiem. Ukraińska pokojówka miała nas zaprowadzić. Wychodzimy z budynku, ona idzie kilka kroków przed nami. Nagle z balkonu prosto na jej głowę leci kubeł zimnej wody. Na dworze taka temperatura, że dziwię się, że wodospad nie zamarzł w locie. Patrzymy w górę, na balkonie stoi właścicielka z wiaderkiem w ręku, krzyknęła jakieś "sorry" i tyle w temacie. Przejście do pokoju odbyliśmy przy akompaniamencie szlochów przed chwilą oblanej dziewczyny. Jakby tego było mało, to stan czystości pokoju Perfekcyjną Panią Domu pewnie przyprawił by o zawał. I weź tu odpocznij...

Studio.23.06.2015r.
2:00
Zmęczeni podróżą weszliśmy do hotelu, uśmiechnięta pani recepcjonistka przywitała nas uprzejmym:
- Mogę prosić nazwisko któregoś z panów?
Tak dostałam się do grupy „chłopaków z zespołu”...

7:30
- Wstajemy, musimy się ogarnąć.
- Na którą mamy być?
- Na dziesiątą.
- To jeszcze chwilka.

8:00
- Dobra chłopaki, wstajemy.
- Ta.

9:30
- Chyba czas najwyższy wstać, mamy pół godziny.
- Zaraz nie zdążymy na śniadanie!
Przynajmniej to przekonuje punkrockowców.
10:38
Jak przystało na prawdziwych artystów spóźniliśmy się pół godziny, jednak realizator dźwięku Piotrek „Pietrula” Mędrzak przyjął nas z wielkim, szczerym uśmiechem. Przekroczyliśmy próg studia i tak znaleźliśmy się w centrum dowodzenia światem. Wszędzie gałki, pokrętła, przełączniki, przyciski...

                                                           

...i jeszcze więcej przycisków.



Zastanawiałam się tylko gdzie jest guzik z napisem „destrukcja planety”. 
Po wstępnych uprzejmościach, kawie, herbacie i ciastku, przeszliśmy do nagrywania gitary basowej. A dokładniej do przygotowań do nagrywania. Po mniej więcej godzinie zmieniania wzmacniaczy i parametrów, przeplatanego piotrkowym „Artysta pogra chwilę”, „Niech artysta chwilę nie gra”, chłopaki odnaleźli brzmienie, które im odpowiada. Sama gra poszła dość sprawnie. Trzy razy więcej ustawiania niż grania. Poważnie. I kiedy myśleliśmy, że etap gitary basowej jest zakończony, Piotrek wpadł na pomysł:
- A może by tak trochę „przybrudzić” ten bas? 
- Czemu nie?
Wtedy zaczął się problem i jednocześnie narodziła refleksja: „Jeśli macie dobrą wersję, nie proponujcie już niczego innego, nie trzeba będzie wybierać”. Oba warianty są dobre, na który się zdecydować? Prawie wszyscy opowiedzieli się za pierwszym, czystszym brzmieniem. Poza Smalcem:
- Weźmiemy tę drugą. 
Ach, ci artyści. I chociaż tym razem wygrał, to pamiętać trzeba, że zazwyczaj za gitary w zespole odpowiedzialni są Marcin „Lisu” Lisowski i Arek „Jaffa” Jaworski.
Przyszedł czas na gitarę elektryczną. I znowu ustawianie, znowu szukanie odpowiedniego dźwięku. - Oliwka, które lepsze?
Gdybym tylko wiedziała co się zmienia, to chętnie bym wam pomogła... Kawałek zaczął już nabierać punkowego brzmienia, emocje były wręcz namacalne, wszyscy rwali się do gitar.
Ale jak wiadomo trzeba łamać schematy. Puzon w punk rocku? Czemu nie. Smalec złapał za trąbę, założył słuchawki i wszedł do studia. Zza szyby patrzyliśmy z niepokojem jak traci oddech od ciągłego dęcia, żyły niebezpiecznie pulsują, a twarz przybiera kolor czerwony. 
- Może chcesz chwilę przerwy? Skleimy coś z tego co mamy.
- Nie, spróbujmy jeszcze raz.
I jeszcze raz. I jeszcze. 
Pomimo takiej eksploatacji zachował energię na nagranie wokalu. Jednak na początku oczywiście ustawienia. 
- Jaki mikrofon do tego chcesz?
- Myślałem nad SM 57.
- Może bardziej D12.
AHA... Rozszyfrujcie mi to, proszę. Frontman zabrał (którąś już tego dnia kawę), tekst i stanął przed mikrofonem. W końcu w swoim żywiole. I chociaż praca nad wokalem poszła raczej szybko, na końcu wszyscy mieliśmy już w mózgu punkrockową miazgę, bo ile można słuchać tego samego... Studio opuściliśmy zmęczeni, ale z uśmiechem od ucha do ucha. Wiecie ile radości daje stworzenie kawałka, który „tak hula”? Tak zleciał cały dzień w studiu. Dla mnie nowe, ciekawe doświadczenie, po kilku godzinach nawet zaczęłam się orientować co się dzieje, a to już duży sukces. Dla zespołu to kolejny dzień pracy. Chociaż jak twierdzą to bardziej przyjemność niż praca. Widocznie wyczerpująca przyjemność, bo Smalec na moje pytanie:
- Po co się tak męczysz?
Odpowiedział:
- Punk rock – kochaj to, albo rzuć to. 

24.06.2015r.
Dzień miksowania.

Spóźniliśmy się do studia, wiecie – efektowne wejście. Piotrek przyjął nas z właściwym sobie wielkim uśmiechem. Z nową energią zasiedli do pracy. Tutaj nie będzie zwrotów akcji, wybuchów, nie będzie nawet instrumentów. Dla zwykłego śmiertelnika jak ja, na dobrą sprawę nie działo się zbyt dużo. Ale chłopaki wytrwale siedzieli, coś zmieniali, odsłuchiwali, znowu zmieniali. Naprawdę wytrwale, bo ta dłubanina trwała około czterech godzin. A dla mnie dalej zagadką jest, co oni tam słyszeli... W końcu się udało – byli zadowoleni. Odsłuchaliśmy nagranie 8614-ty raz, po raz kolejny stwierdziliśmy, że kawałek „tak hula” i usatysfakcjonowani efektami i współpracą, pożegnaliśmy się z dźwiękowcem. 

Reszta Pokolenia: Jak my skończyliśmy nagrania to wiesz, trzeba robotę uczcić. Tylko to nasze „jedno piwko” przeciągnęło się do rana… Najlepsze co pamiętam, a wiele tego nie ma, to moment jak wkurzona dziewczyna realizatora wpadła do studia z głośnym „Co tu się dzieje?!”, a on podniósł głową znad stołu: „Kochanie… punk rock się dzieje!



A gdy się mnie ktoś zapyta czy wyrosnę kiedyś z tego,
powiem, że wyrosnąć można z majtek albo z klocków lego”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz