Jak sam mówił „O lekarzu świadczy opinia chorych, o nauczycielu – uczniów. A o człowieku posługującym się zawodowo piórem – czytelników”. Bez wątpliwości stwierdzić można, że na szacunek zasłużył nie tylko poprzez prace pisemne, ale również dzięki realistycznemu, lecz zawsze pogodnemu podejściu do życia. Właściciel wielu orderów, polityk, publicysta, dyplomata, dziennikarz, a przede wszystkim oddany patriota – Władysław Bartoszewski.
19 lutego 1922 roku w Warszawie urodził się Władysław Bartoszewski – szczęśliwi rodzice Władysław i Beata, nie widzieli jeszcze jak bardzo w kraju i świecie odznaczy się ich syn. W wieku 12 lat młody mieszkaniec Warszawy napisał pierwszy artykuł „Kim chcę zostać i dlaczego?”. Początkowo przyszły pisarz chciał zostać geografem, co tłumaczył: „bo interesuję się i lubię geografię z której dowiadujemy się o naszej Ojczyźnie, o jej dzielnicach, mieszkańcach, klimacie, o obcych krajach, miastach, górach, rzekach itd.". Jednak brał pod uwagę również inną możliwość, która po latach nauki w humanistycznym liceum i na studiach polonistycznych, okazała się trafna – chciał zostać reporterem.
Jako zaledwie 18-latek przeżył ciężkie chwile w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu, jednak po około pół roku został stamtąd zwolniony. Fakt ten wzbudził niemałe zainteresowanie – sceptycy twierdzą, że udało mu się to za sprawą wstawiennictwa jego siostry, która kolaborowała z Niemcami, słychać również głosy mówiące, że sam Bartoszewski wmieszany był w układy z okupantami. Oficjalnym i zapewne prawdziwym powodem zwolnienia był zły stan zdrowia więźnia i pomoc Polskiego Czerwonego Krzyża.
Prawie natychmiastowo po odzyskaniu wolności mężczyzna włączył się w życie Polskiego Państwa Podziemnego. Patriotyzm i zaangażowanie w życie kraju było dla niego ważne, co podkreślał w słowach: „Patriotyzm polski nie polega na mówieniu o patriotyzmie, tylko na służbie” Od roku 1942 działał w ramach AK oraz Frontu Odrodzenia Polski - konspiracyjnej katolickiej organizacji społeczno-wychowawczej i charytatywnej. Aktywnie uczestniczył również w poczynaniach Tymczasowego Komitetu Pomocy Żydom „Żegota”, gdzie zajmował się m.in. współorganizowaniem pomocy dla uczestników powstania w warszawskim getcie w kwietniu 1943. Swoje umiejętności pisarskie wciąż rozwijał, pomagając przy tym patriotycznym organizacjom – jednym z jego stanowisk była pozycja sekretarza redakcji katolickiego miesięcznika „Prawda”, organu prasowego FOP.
Od pierwszego dnia trwania włączył się także w powstanie warszawskie, został redaktorem naczelnym czasopisma „Wiadomości z Miasta i Wiadomości Radiowe”, następnie mianowano go na stopień podporucznika. Za zasługi odznaczony został Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczem oraz Krzyżem Walecznych.
Następne lata jego życia to liczne wystąpienia, publikacje, kolejne zasługi, jak i również aresztowania. Działał pod szyldem wielu czasopism i organizacji takich jak „Gazeta Ludowa”, „Stolica” czy „Świat”, gdzie opublikował serię artykułów o powstaniu warszawskim. W końcu, w 1970 roku, na publikacje Bartoszewskiego został nałożony zakaz druku w Polsce z powodu jego aktywnej działalności opozycyjnej. Jednak to nie zatrzymało go przed włączaniem się w akcje Polskiego Porozumienia Niepodległościowego i „Solidarności”.
Prężnie rozwijała się jego działalność polityczna, do której zawsze podchodził surowo, ponieważ jak mówił: „Trzeba mieć twardą skórę albo zajmować się hodowaniem kwiatków, a nie polityką”. Początkowo sprawował funkcję ambasadora RP w Austrii, jednak potem piastował urząd ministra spraw zagranicznych. Również to stanowisko kwitował charakterystycznym dla siebie żartem „Ja myślę, że w Ministerstwie Spraw Zagranicznych każda zmiana może być tylko na lepsze, bo na gorsze już chyba nie będzie”. W wieku 85 lat został przewodniczącym komitetu honorowego Platformy Obywatelskiej, następnie powołano go na sekretarza stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i pełnomocnika Prezesa Rady Ministrów do spraw dialogu międzynarodowego. To stanowisko obejmował aż to momentu śmierci.
Swoim zachowaniem niewątpliwie budził kontrowersję. Jedni mówili o nim, jako o „czcigodnej osobowości”, na co oponenci odpowiadali: „To pastuch słabej klasy. Niech się schowa i nas nie poucza”. I choć znaleźć można było te negatywne opinie, jego słów słuchali wszyscy. Pomimo tego, że „Bartoszewski albo mówi głupoty, albo mówi jaki to on jest wspaniały”. Cały jego życiowy bagaż sprawia, że dla Polaków powinien być autorytetem. W pewnym sensie był kochany przez Polaków. Tak samo jak on kochał ich: „Kocham moich rodaków, choć doprowadzają mnie do cholery”.