niedziela, 12 kwietnia 2015

Wywiad z Mirosławem 'Smalcem' Malcem

    Wywiad z Mirosławem Malcem, założycielem Zielonych Żabek, Ga Gi i Radical News. Co mówi o swoich marzeniach, początkach z muzyką i punk rockiem? Dlaczego nazywa swoje życie "porażką"?

Z koncertów, piosenek, artykułów wyłania się twoja postać jako żywiołowego, otwartego i przede wszystkim oddanego swoim celom. Gdzie leży to twoje niewyczerpalne źródło energii? To widok fanów na koncercie tak działa?
Chyba głównie tak, to wraca jak ping-pong. Po takim koncercie wracam naładowany do domu i myślę o następnych. Często jest tak, że po koncertach powstają nowe utwory, na drugi dzień jest wena żeby tworzyć nową muzykę. To jest bardzo satysfakcjonujące kiedy robimy tyle kilometrów po całej Polsce i wszędzie są ludzie, którzy śpiewają nasze piosenki i to zwłaszcza te, które nie są jakimiś superprzebojami, ale są o rzeczach, które akcentują ważne wartości, w pewnym sensie mówimy jednym głosem. To jest takie inspirujące, że punk rock rzeczywiście łączy i jest w stanie nas przenieść w inny wymiar, taki... alternatywny świat.

Jak w ogóle zaczęła się twoja przygoda z muzyką i punkiem?

Muzyka pojawiła się trochę wcześniej niż punk rock. Generalnie była to muzyka rockowa. Zaczęło się od tego jak ojciec kupił nam pierwszy magnetofon kasetowy i mogliśmy nagrywać piosenki z radia. Często było tak, że te piosenki, które potem odsłuchiwałem działały na mnie w niezwykły sposób, zauważyłem u siebie duże emocje. Nie pamiętam jakie były pierwsze nagrania, chodzi o samą wibrację rockową. Trójka puszczała wtedy dużo dobrej muzyki rockowej, ale jak usłyszałem punk rocka to był przełom. Potem w audycji „Cały ten rock” puszczano raz na dwa tygodnie godzinę punk rocka, m.in. grali tam Toxoplasma i Exploited.
Ale zanim usłyszałem punk rocka, już w pewnym sensie byłem punkiem. Zacząłem szukać subkultury dla siebie, sama muzyka rockowa uświadomiła mnie, że jest jakiś bunt, że ten świat potrzebuje wibracji, która potrząśnie świadomością ludzi. Rock właśnie był czymś takim, czymś co było nowym krokiem. Tak czułem w tamtych czasach, że to było coś ważnego i niezwykłego, że subkultury, które się pojawiły były odpowiedzią na to, że ludzie chcą być blisko siebie, chcą zbudować nowy świat na nowych podstawach, które są bardziej ludzkie i bliskie człowiekowi, bo cały ten system po prostu nie zdaje egzaminu. System ma wiele błędów: ludzie głodują, giną w niepotrzebnych wojnach, umierają dla biznesu czy mieszkają w slumsach. Ludzie mówią o sobie, że są wykształceni, wiedzą skąd pochodzimy, dokąd zmierzamy, a jednak jest tak wiele problemów, które nie są rozwiązane. Ludzie są jakimś wirusem, trucizną, która zatruwa tą planetę, tak jak Dezerter śpiewał, że „chce być kęsem, który zatruje ten organizm”.

Reasumując, punk rock to tęsknota za tym, żeby coś zmienić. Pojawił się kiedy zobaczyłem, że świat jest niepoukładany. Jak każdy dzieciak zacząłem się przeciw temu buntować, szukałem jakieś możliwości wpływania na świat. Punk rock jak dla mnie jest czymś takim, nawet samo akcentowanie wyglądem... nie jest tak, że jesteśmy stadem baranów.

Pamiętasz swoje pierwsze wyjście na scenę? Był stres czy tylko radość ze spełnionego marzenia?

Trochę miałem stres, ale poczułem się dobrze, poczułem radość. Jednak te największe przeżycia zaczęły się, gdy graliśmy w Jarocinie, to był niezwykły moment.

W swoim dorobku muzycznym masz około 10 płyt nagranych z trzema zespołami. Jest piosenka, do której masz jakiś szczególny sentyment?
To jest tak, że okresami pojawiają się różne piosenki w moim życiu. Niektóre wracają tak jakby mocniej, pasują do mojego aktualnego stanu. Ostatnio na przykład „Młode wilki” mnie prześladują (śmiech). Nie, nie mam szczególnej.


W jednej z piosenek śpiewasz, że „tu potrzebna jest rewolucja świadomości”, jak myślisz, z czego wynika nieświadomość społeczeństwa?
Ogólna ignorancja... Tak naprawdę to nasze pragnienia, dajemy się oszukiwać. Większość ludzi chce być oszukiwanym. Paradoksalnie, z jednej strony chcemy być wolni, ale z drugiej strony chcemy oddawać swoje życie w ręce innych, uciekać od odpowiedzialności. Może też dlatego, że chcemy krótkiej przyjemności, ludzie ostatnimi czasy, tak jak mówiłem, zachowują się jak trucizna. Cała ta cywilizacja opiera się na chwilowej konsumpcji, na przykład ludzie palą papierosy, które szkodzą, robią coś wbrew sobie, zatruwają sami siebie. Żadne zwierzę nie działa w ten sposób żeby sobie szkodzić, a człowiek to robi. Po prostu źle wykorzystujemy swoją wolność. Żeby uciec przed odpowiedzialnością często popadamy w iluzje, dlatego chętnie oglądamy telewizję, wchodzimy w polityczne spory, ktoś daje nam złudzenie, że wybieramy ludzi, którzy będą rządzić, a i tak rządzą ci co chcą, bo tak naprawdę nie mamy na to wpływu. Ja nie jestem przeciw ludziom, tylko przeciw tej ignorancji, którą mamy na własne życzenie.
To nie jest jakaś teoria spiskowa, tak się dzieje od dłuższego czasu, że mała grupa ludzi chce rządzić i utrzymywać świat w jakimś porządku, mówiąc „cel uświęca środki”. Nie ma tu prawdziwej edukacji, dlatego ludzie są nieświadomi. Tutaj chodzi tylko o to żeby się najeść i napić. Nie ma autorytetów, nie ma ludzi, którzy przejmują odpowiedzialność za następne pokolenia. Ale taka jest ogólna polityka, że świat jest rządzony przez biznes. Jesteśmy nieświadomi, bo biznes nas oszukuje, bo chcą nam sprzedać codziennie jakieś głupoty, które nie są nikomu potrzebne. Sprzedają nam pigułki, które nic nie dają, nikt nie mówi „zacznij dbać o siebie”, bo nikt na tym nie zarobi.

Jesteś założycielem Zielonych Żabek, Ga Gi, Radical News, masz jakieś rady dla młodych muzyków z planami na zespół?

Najważniejsze to mieć energię, to, że nie stroi gitara, czy na początku jest nierówno, to nie jest problem. Ale w następnym etapie już trzeba myśleć o tym, żeby było równo. I żeby gitara stroiła (śmiech). No i trzeba się trzymać razem. To mnie inspiruje, że spotykam się z tymi samymi zespołami po latach i oni dalej grają. Trzeba dbać o siebie wzajemnie, zespół ma być rodziną, pomimo tego, że czasami jest różnie. Trzeba wiedzieć, że pojawią się trudności, ale trzeba je pokonywać i nie pozwalać żeby panowało nad nami ego. Należy myśleć z jednej strony o sukcesie, o tym, żeby nasza muzyka docierała, integrowała, ale trzeba pamiętać o tym, że nie ma miejsca na gwiazdy.


A porzucając na chwilę temat muzyki.. Gdybyś wiedział, że słucha cię cały świat, co byś im powiedział?
Hare
Kryszna. I punk's not dead.
  

W jednym z wywiadów powiedziałeś, że wygrana w Jarocinie to było „marzenie, które przerodziło się w pewność”, sny młodego muzyka, które udało się spełnić, masz obecnie jakieś marzenie na miarę tamtego z festiwalu?
Moim marzeniem jest to żeby wzrastać. Żeby to był prawdziwy postęp, żeby pojawiła się prawdziwa mądrość w moim życiu. Jeśli chodzi o muzyczne marzenia to chciałbym, żeby to trwało, żeby nie zawieść. Chciałbym żeby przychodziło dużo ludzi na koncerty, żeby scena alternatywna wzrastała, żeby pojawiała się wysoka kultura w scenie alternatywnej. Żeby czasy świetności kultury alternatywnej powróciły. Przypominam sobie te czasy kiedy zakładaliśmy Zielone Żabki, potem Ga Ga, te środowiska były bardziej widocznie, bardziej wpływały na rzeczywistość. Życzyłbym sobie tego, żeby było nas więcej, ale też jakościowo. Podoba mi się, że to cały czas trwa.

I marzę o tym żeby mieć swoją ziemię, móc zaprosić tam ludzi, którzy mają dać coś od siebie nie tylko przez granie, ale też przez działanie praktyczne, jakoś się organizować. Chciałbym żeby rewolucja świadomości postępowała. Często jest tak, że wchodzimy w jakieś polityczne sytuacje, chciałbym żeby punk rock się odpolitycznił i wrócił do formy zdrowej krytyki systemu i alternatywnego myślenia apolitycznego.


Gdybyś miał opisać swoje życie jednym słowem...?
Porażka. Jeżdżę starym, japońskim samochodem z lat 90. poprzedniego wieku zamiast wozić się jakimś suwem BWM w salonu, za pieniądze zarobione na hurtowni tytoniu. Moje studio i nasza sala prób mieści się w na wpół opuszczonym, starym zamku w małym mieście, z którego nigdy na dobre nie potrafiłem się wyprowadzić, zamiast na najwyższym piętrze jakiegoś super-wieżowca w centrum wielkiego miasta. Zamiast dobrze płatnych koncertów na Dni Miasta, gdzie grają największe gwiazdy i sprzedaje się piwo i kiełbasę, my uparcie gramy na skłotach, festiwalach alternatywnych i w piwnicznych klubach. Nie ma nas w telewizji, w radiu prawie też nie, a jeśli już to nie w komercyjnych stacjach. 20 lat nie jem mięsa i nie piję alkoholu, więc najprawdopodobniej straciłem tak wiele niesamowitych chwil przyjemności. 
Porażka. (śmiech) To trochę tak przekornie jak nazywamy się punkami, bo punk to nic innego jak „śmieć”. Ale tak naprawdę to jest dumne stwierdzenie. Więc jeśli wy uważacie się, że jesteście taką sukces-cywilizacją, to znaczy, że moje życie jest porażką. Moja porażka polega na moim sukcesie. Jakbym miał określić swoje życie jednym słowem... to powiedziałbym, że „życie”. To nie jest jakaś imaginacja, staram się mieć swoje zdanie. Życie składa się zarówno z sukcesów, jak i porażek. Z mądrości i głupot jakie czasem robimy, ale właśnie to życie jest po to żeby wzrastać, żeby się czegoś nauczyć.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz