piątek, 13 stycznia 2017

Wtorek

To nie był normalny dzień. To ten z cyklu dni, na końcu których możesz jedynie zanucić sobie: "Mam nadzieję, że taki dzień nigdy więcej już się nie powtórzy".
7-letnia Madzia wracała ze szkoły. Lekcje do 16, a w dodatku pani od matematyki zadała chyba milion ćwiczeń! Ona myśli, że co? Że oni zajęć innych nie mają? Mogłaby ulepić bałwana albo poczytać książkę albo… ech, porobić cokolwiek innego. Na samą myśl zagotowała się w środku ze złości. Marzyła tylko o tym, żeby w końcu położyć się w łóżku, przykryć kołdrą i obudzić się w nowym, weselszym dniu.
Nienawidziła zimy. Jest zimno, mróz szczypie w policzki, w palcach już nie ma czucia, buty dawno przemokły. A do domu jeszcze tak daleko! Patrzyła z niepokojem jak słońce znika za horyzontem. Robi się ciemno, a ona musi przejść przez las. Tego kawałka nie lubiła najbardziej. Nie lubiła go tak mocno jak zimy i pani od matematyki! Ciemny las po obu stronach a ona mała, biedna pośrodku. Pochuchała na dłonie, żeby trochę je rozgrzać, zlustrowała czekającą ją drogę.
Dobra, idę, przecież chodziłam tędy tysiąc razy.
Robiło się coraz ciemniej i zimniej. Wyobraźnia płatała figle. Tę miała doskonale rozwiniętą, nawet jak na dziecko. W nocy z otchłani wyobraźni wychodzą wszystkie potwory. Nawet te, które już kilka lat temu schowały się za łóżkiem i zazwyczaj nie wychylały stamtąd swoich pysków. Tata mówił, że one boją się muzyki…
Pieski małe dwa… Chyba coś słyszałam. Chciały przejść przez rzecz… Kroki! Kroki słyszę wyraźnie! Popadam w paranoję. Ważne żeby nie ulec temu złudzeniu. Bo to tylko złudzenie. Czuje jakby ktoś mnie obserwował.
Najgorsze co można robić, idąc przez las, to myślenie o tym, co właśnie robisz. Lepiej już pomyśleć o czekającym w domu obiedzie, o tym, że starszy brat znowu będzie dokuczał. Albo i o tej nieszczęsnej matematyce! W oddali chyba coś się rusza. Ach, ta wyobraźnia. Nie, to nie wyobraźnia… jakaś postać! A brat ostatnio opowiadał, że grasuje tu jakiś morderca.
Idzie w moją stronę. Ale gdzie mam uciec? W las? Jeszcze gorzej. Tutaj jest szansa, że będzie jechało jakieś auto.
Mówił, że poluje w lesie na małe dziewczynki. Wrzuca do wielkiego worka, a potem… Strach pomyśleć.
Ale zaraz… Poznaję ten chód. I postać jakaś znajoma. Dziadek!
Rzuciła się w dziadkowe ramiona. Jak bezpiecznie w tych silnych objęciach. I od razu jakoś cieplej.
- Hej, dziecinko. Coś ty taka wystraszona? Wyszedłem po Ciebie, żebyś nie musiała sama iść. Żebyś się nie bała.
- Wielkie dzięki, dziadziuś…
***
W końcu cieplutkie łóżko. Można odpocząć. Co prawda, dziadek nieźle ją nastraszył, ale reszty drogi nie musiała pokonywać sama. A i orzechami potem poczęstował. Łóżko. Dobrze, że już koniec tego dnia. Jutro się obudzi i będzie lepiej. Może już trochę cieplej? Czuje już piasek pod powiekami. Siostra pochrapuje na łóżku obok. Może znowu się przyśni coś ładnego? Mogłaby na przykład… Jeździć na koniu po zielonej łące. To byłoby miłe. Dobranoc.
***
Miała się śnić łąka, a nie ten mroczny las. Otwiera oczy przestraszona. Nad jej łóżkiem ktoś stoi! Nie obudziła się?
To tylko sen. Tylko sen. Spokojnie.
Tata mówił, że wystarczy się uszczypnąć i wtedy się wybudzisz z każdego snu. Aua. On nadal tu stoi. Aua. To nie sen!
- Hania, obudź się! Obudź się szybko! HANIA!
- Śpij, mała, to zły sen – odpowiedziała, nie otwierając nawet oczu.
- To nie sen! Mamo! Mamoooo!
- Czego ty się tak… - reszta siostrzanego pytania zginęła w krzyku, gdy zobaczyła, że obecny w pokoju nie jest wytworem dziecięcej wyobraźni. Poderwała się z łóżka
i wybiegła z pokoju.
Zostawiła mnie samą! Jak to ten morderca? Czemu on nic nie mówi, tylko patrzy gdzieś tam? Gdzie są wszyscy?! Tato!
Ojciec wpadł do pokoju, trzymając w rękach naładowaną strzelbę.
- Niech pan nie robi gwałtownych ruchów i tak żebym widział pana ręce - obcy tylko odwrócił się w jego stronę, ale jego wzrok dalej był beznamiętny. - Kim pan jest i co pan robi w moim domu?! - Cisza. - Pytam, do cholery! Odpowiadaj! - Nic.
Czemu ten pan był w piżamie? Czemu nic nie mówił, jak go tatuś wyprowadzał? Kto to w ogóle był?
Mamuś.. Co to był za pan?
- Już tu nie przyjdzie. Nie bój się i śpij.
- Ale kto to był?
- Uciekł ze szpitala. Takiego szpitala dla ludzi, którzy mają chorą głowę.
Szpital psychiatryczny… Jeszcze jeden taki dzień i ja też tam trafię. 



1 komentarz:

  1. Czytam to czasem. Jesli chcesz o tym pogadac to przyjdz.

    OdpowiedzUsuń