czwartek, 24 grudnia 2015
1. Anno Domini punk rocka
Dawno, dawno temu pewna dziewczyna zaszła w ciążę. Ojciec dziecka niby był obecny, ale specjalnie widać go nie było. Młoda matka, pod presją bliskich, przyjaciół i innych głosów, uciekła z narzeczonym, który miał być dla dziecka ojczymem. Oboje byli biedni i niedoświadczeni, ale dla syna chcieli jak najlepiej, przekonani, że będzie kimś wielkim.
środa, 9 grudnia 2015
Weź kartkę, długopis i pomóż!
13-letnia
dziewczynka została zmuszona do małżeństwa z mężczyzną
starszym od niej o ponad 50 lat. Adwokat skazany na 15 lat więzienia
za walkę o prawa ludzi. Kobieta torturowana i gwałcona przez
funkcjonariuszy, którzy chcieli by przyznała się do zbrodni,
której nie popełniła.
To
nie zapowiedź nowej książki, to nie literacka fikcja. Takie rzeczy
dzieją się codziennie w różnych zakątkach świata. Zadajesz
sobie pytanie: „Czy ja sam mogę coś z tym zrobić?” Otóż, tak
– możesz!
Każdego
roku z datą 10.12 odbywa się Maraton Pisania Listów. To akcja
przygotowywana przez Amnesty International, czyli organizację, która
jest światełkiem nadziei dla ludzi skrzywdzonych przez złe duchy
drzemiące w niektórych osobach. Maraton ma bardzo proste zasady –
należy napisać jak najwięcej listów w obronie pokrzywdzonych,
zebrać owe teksty i wysłać do władz danego państwa. Akcja jest
organizowana w całym kraju, w szkołach, kawiarniach i instytucjach
kultury.
Nas
nie kosztuje to dużo, wystarczy poświęcić 10 minut na przepisanie
tekstu. Niewiele, prawda? A dla ofiar to szansa na spokojne życie.
Więc, proszę, zamiast oglądać serial, weź kartkę,
długopis i pomóż.
KAŻDY LIST POMAGA.
Więcej
informacji tutaj: http://amnesty.org.pl/maraton/
wtorek, 1 grudnia 2015
Jak Żabki w wodzie
Weekend
spędzony pod szyldem koncertów legend polskiego punk rocka, z czego
jednym z zespołów jest twój wyraźny muzyczny faworyt. Jesteś z
nimi kiedy grają, śpią, jedzą i biorą prysznic. Dobra, przy tym
ostatnim nie jesteś obecny, ale i tak spędzacie razem prawie 24
godziny na dobę. Brzmi jak sen, nie? A jak wiadomo marzenia się
spełniają. Tak też w sobotnie popołudnie czekałam pod katowicką
knajpą na transport, który miał ponieść mnie, pisarskiego
amatora głodnego wrażeń, w pierwszą koncertową minitrasę.
I
czekałam... Poważnie, jeśli umawiacie się z muzykami, zamiast
stawić się punktualnie w umówionym miejscu, idźcie zjeść obiad,
pozwiedzać miasto, wypić kawę i dopiero przyjdźcie – będzie
idealnie. Taki artystyczny kwadrans spóźnienia. Ale nie narzekam,
żeby jeszcze mnie kiedyś zabrali.
Podróż
do pierwszego celu – klubu RudeBoy w Bielsku-białej minęła
bardzo przyjemnie, poza tym, że żarty o Zagłębiu są znane chyba
w każdej części Polski: „Przy stworzeniu świata diabeł prosił
Boga, aby ten pozwolił mu zrobić jedną rzecz. Bóg nieroztropnie
się zgodził i tak powstał Sosnowiec”. Nieśmieszne. Chociaż, w
sumie trochę... Do celu się jakoś specjalnie nie spieszyliśmy, i
wcale nie dlatego, że nie chciało nam się rozpakowywać przyczepy
ze sprzętem.
Koncerty
Ga-gi/Zielonych Żabek, The Analogs i Leśnych Ludków jak zawsze
częstowały ogromną porcją energii, ale jeden moment zapadł mi w
pamięć szczególnie. Bywalcy ostatnich koncertów Żabek na pewno
kojarzą Wiktora, kilkuletniego chłopaka, który wspomaga zespół
wokalnie. (Może weźmie na barki działalność zespołu, kiedy
aktualny skład przejdzie na emeryturę?) W każdym razie, niedługo
po koncercie w Bielsku miał obchodzić 9. urodziny, więc muzycy
chcieli zrobić dla niego coś wyjątkowego. Złożyli mu życzenia
podczas koncertu, dostał płytę w prezencie, ale nie to jest
najważniejsze. Najlepszy moment był, gdy cała punkowa publika
zaczęła mu śpiewać „Sto lat”. I powiedzcie mi teraz, że
punkowcy to brudne, bezduszne bestie.
A
zastanawialiście się kiedyś, co dzieje się za zamkniętymi
drzwiami zespołowej garderoby? Rozwiązałam tę zagadkę. Nie ma
tam wcale, jak mówi powszechne przekonanie, kobiet przygruchanych
sobie przez muzyków ani żadnych „białych dróg” (czy pasów
startowych do „odlotu”). Chłopaki siedzieli przy herbacie i
rozmawiali o komercji, sześciolatkach w szkole i tym podobnych.
Pełna kulturka. A co do tej herbaty... Anarchia w Wielkiej Brytanii,
godzina 17.00:
-
Chcesz herbaty?
-
Nie.
Możecie
iść teraz popić tego suchara.
Koło
1. w nocy dotarliśmy do pokoi i prawie od razu zapadliśmy w sen.
Męczące takie życie. I towarzystwo na noclegu też było świetne.
(Tutaj znalazłoby się zdjęcie panów Analogsów, ale nie udało mi
się go zrobić, bo równo z końcem doby w Domu Turysty, czyli o
godzinie 10, chłopaki byli już spakowani i wpakowani do busa.
Chodzą jak szwajcarski zegarek. Mogłam im tylko pomachać na
pożegnanie, zawsze coś).
Bezlitosne
zasady wyprosiły z pokojów również nas, więc, trochę mniej
zdyscyplinowani i ogarnięci niż szczecinianie, ruszyliśmy w drogę
do Katowic. I tutaj historia zaczyna się robić dziwna. Do
następnego koncertu zostało nam kilka godzin, musieliśmy się
czymś zająć, więc poszliśmy do kina. Nie byłoby w tym nic
interesującego, gdyby nie to, że nasz wybór padł na „Hotel
Transylwanię”. Wyobraźcie sobie ten image: ludzie w glanach,
martensach, skórach, irokezach, dreadach, twardo oglądający bajkę.
Przepraszam, film animowany. Jesteśmy dorośli.
Tak
bojowo nastawieni ruszyliśmy do klubu Fraktal w Mikołowie na
wieczorny koncert. Co tu dużo mówić: trzy godziny świetnej muzyki
i płynącej z niej pozytywnej energii. Wpadnijcie na najbliższy
koncert, to sami się przekonacie. Ja pewnie też tam będę, do
zobaczenia!
środa, 25 listopada 2015
Legalna broń?
„Dobrze
widzi się tylko sercem” czy „Rozum
jest najlepszym doradcą”?
Walka między zwolennikami kierowania się sercem, a tymi
opowiadającymi się za rozumem toczy się od wieków. Mickiewicz w
„Romantyczności” strofował starca, mówiąc, że „czucie
i wiara silniej mówi do mnie, niż
mędrca szkiełko i oko”,
za to starzec utrzymywał, że „dziewczyna duby smalone bredzi”,
bo się sercem kieruje.
Każda ze stron ma trochę racji. Co począć z tym problemem? Można
zrobić sobie popcorn, usiąść pomiędzy nimi i czekać aż dojdzie
do rękoczynów. Albo przyjrzeć się tematowi bliżej.
Zastanawialiście się kiedyś, jak potężną
bronią jest ludzki
rozum? I nie chodzi mi
o rzucanie nim w przeciwników.
Ewentualnie,
zarzucić możemy ich lepszymi pomysłami, strategiami i teoriami.
Ale, żeby nie być gołosłownym... Weźmy na warsztat Adolfa
Hitlera. Zanim uznacie mnie za faszystę
i przestaniecie czytać – nie, nie pochwalam jego działań, nie
zgadzam się z jego teoriami i ogólnie jest dla mnie „złym
panem”. Ale przyznać trzeba, że rozum miał tęgi.
Bo jak potężny umysł
trzeba mieć, żeby podporządkować sobie całą rzeszę ludzi? Z
wątłego chłopca, prawdopodobnie z kompleksem Edypa, wyśmiewanego
przez rówieśników, a nawet odrzuconego podczas poboru do armii,
przeistoczył się w bezwzględnego tyrana i
mordercę milionów ludzi. Badacze
opisują jego osobowość jako „hipnotyczną” dla odbiorców.
Spróbujcie przekonać do swoich poglądów chociaż 10 osób i
wyobraźcie sobie, że on, sprawnie manipulując, zjednał sobie ich
tysiące. To, że użył swoich zdolności do celów takich, a nie
innych, to już odrębna sprawa. Bądź, co bądź, jego rozum był
potężną bronią, zdolną do zabicia całej wioski poprzez
wypowiedzenie dwóch
słów.
Kształćcie swoje umysły, rozwijajcie się, bo szkoda byłoby nie wykorzystać takiej siły. Niby posiadanie broni bez pozwolenia jest nielegalne, jednak tę broń każdy ma za darmo, a w dodatku posiadanie jej jest nawet wskazane. Tylko używajcie jej z.. rozumem.
Świadomość jest miarą wolności. Ale o tym innym razem.
czwartek, 12 listopada 2015
BLESS!
Dziś króciutko, ale uwaga, zabrzmię jak fanatyk: miałam sen.
Widziałam świat na makiecie, jako wielki labirynt. W samym środku planszy był pusty obszar z napisem „ŚMIERĆ”. Jedni mieszkańcy mieli do niej bliżej, inni dalej – tak jak w życiu. Nad modelem świata stał pan w garniturze, wyszkolona polonistyczna interpretacja podpowiada mi, że to był Bóg. Kiedy jeden z pionków-ludzi zapędzał się do zaułka podpisanego „zabójstwo” czy „kradzież”, czyli kiedy zbaczał na złą drogę, stróż w garniturze łapał go za ramiona i sprowadzał na właściwą ścieżkę.
Przekazuję Wam to tylko po to, żebyście wiedzieli, że jakkolwiek źle jest w danym momencie w życiu, to zawsze ktoś nad nami czuwa i służy pomocą. DZIĘKI STRAŻNIKU!
Widziałam świat na makiecie, jako wielki labirynt. W samym środku planszy był pusty obszar z napisem „ŚMIERĆ”. Jedni mieszkańcy mieli do niej bliżej, inni dalej – tak jak w życiu. Nad modelem świata stał pan w garniturze, wyszkolona polonistyczna interpretacja podpowiada mi, że to był Bóg. Kiedy jeden z pionków-ludzi zapędzał się do zaułka podpisanego „zabójstwo” czy „kradzież”, czyli kiedy zbaczał na złą drogę, stróż w garniturze łapał go za ramiona i sprowadzał na właściwą ścieżkę.
Przekazuję Wam to tylko po to, żebyście wiedzieli, że jakkolwiek źle jest w danym momencie w życiu, to zawsze ktoś nad nami czuwa i służy pomocą. DZIĘKI STRAŻNIKU!
poniedziałek, 26 października 2015
"Dzieciak znikąd"
Obudził
się na podłodze ciężarówki. Na około niego siedzieli ludzie o
smutnych, znękanych twarzach, każdy zatopiony we własnych myślach.
Nie wiedział ile dni już są w drodze, czuł tylko głód i
samotność. Nawiedzały go urywki wspomnień sprzed podróży. Szare
ulice, zburzone budynki, samotna kula wystrzelona przez któregoś z
żołnierzy, przeszywająca serce jego ojca. I łzy matki kiedy
kazała mu wsiąść do samochodu:
- Jedź synku, tam będzie lepszy świat.
- Nie zostawię cię tutaj.
- Spotkamy się jeszcze. Gdziekolwiek będziesz, odnajdę Cię, obiecuję.
Sam nie mógł powstrzymać płaczu, gdy odjeżdżając, widział matkę na tle miasta pożartego przez wojnę.
W końcu ciężarówka zatrzymała się, jego współpodróżni wyskakiwali w mrok nocy. Nikt nie zwracał na niego uwagi, ważne było to, aby się wydostać. Tylko jedna kobieta rzuciła w jego stronę szybkie:
- Uciekaj, mały. I nie daj się złapać.
I tak został sam, w obcym kraju, dzieciak znikąd. Szedł długo przed siebie. W oknach mijanych domów widział rodziny siedzące razem przy stole, roześmiane dzieci i ich rodziców. Wtedy zdał sobie sprawę jak bardzo tęskni za ojcem, matką i domem, w którego ścianach czuł się bezpiecznie. Nie wiedząc co ze sobą począć, postanowił przeczekać noc w zrujnowanym domu, stojącym przy drodze. We śnie znowu ujrzał swój kraj, oddziały żołnierzy maszerujące ulicami, słyszał wybuchy bomb i serie wystrzeliwane z karabinów.
Z koszmarów wyrwało go uderzenie w brzuch. Gdy podniósł powieki, zobaczył nad sobą twarze trzech mężczyzn, ich głowy były gładko ogolone, a w oczach płonął ogień nienawiści i odrazy.
- Czego tu chcesz, czarnuchu?
- Myślałem, że to jakaś sterta gówna, a to tylko małe, murzyńskie dziecko. Dużo się nie pomyliłem.
- To pewnie jakiś mały islamista.
Śmiali się, popychając go między sobą. Nie rozumiał co mówią, chciał się tłumaczyć, ale podejrzewał, że nawet gdyby mogli zrozumieć jego język i tak nie chcieliby go słuchać. W końcu znudzili się swoją brutalną zabawą, pchnęli go na kamienie i odeszli, śmiejąc się i klnąc.
Zhańbiony, pobity chłopak z trudem podniósł się, usiadł pod ścianą i zapłakał:
- Nie chcę tu być, to okropny kraj. Ludzie nienawidzą cię tylko dlatego, że masz inny kolor skóry, dlatego, że masz „więcej melatoniny” jak zwykła żartować mama. Właśnie... mama. Co ona mówiła? "Lepszy świat"? Chciałbym do domu. Tylko, gdzie to jest...?
- Jedź synku, tam będzie lepszy świat.
- Nie zostawię cię tutaj.
- Spotkamy się jeszcze. Gdziekolwiek będziesz, odnajdę Cię, obiecuję.
Sam nie mógł powstrzymać płaczu, gdy odjeżdżając, widział matkę na tle miasta pożartego przez wojnę.
W końcu ciężarówka zatrzymała się, jego współpodróżni wyskakiwali w mrok nocy. Nikt nie zwracał na niego uwagi, ważne było to, aby się wydostać. Tylko jedna kobieta rzuciła w jego stronę szybkie:
- Uciekaj, mały. I nie daj się złapać.
I tak został sam, w obcym kraju, dzieciak znikąd. Szedł długo przed siebie. W oknach mijanych domów widział rodziny siedzące razem przy stole, roześmiane dzieci i ich rodziców. Wtedy zdał sobie sprawę jak bardzo tęskni za ojcem, matką i domem, w którego ścianach czuł się bezpiecznie. Nie wiedząc co ze sobą począć, postanowił przeczekać noc w zrujnowanym domu, stojącym przy drodze. We śnie znowu ujrzał swój kraj, oddziały żołnierzy maszerujące ulicami, słyszał wybuchy bomb i serie wystrzeliwane z karabinów.
Z koszmarów wyrwało go uderzenie w brzuch. Gdy podniósł powieki, zobaczył nad sobą twarze trzech mężczyzn, ich głowy były gładko ogolone, a w oczach płonął ogień nienawiści i odrazy.
- Czego tu chcesz, czarnuchu?
- Myślałem, że to jakaś sterta gówna, a to tylko małe, murzyńskie dziecko. Dużo się nie pomyliłem.
- To pewnie jakiś mały islamista.
Śmiali się, popychając go między sobą. Nie rozumiał co mówią, chciał się tłumaczyć, ale podejrzewał, że nawet gdyby mogli zrozumieć jego język i tak nie chcieliby go słuchać. W końcu znudzili się swoją brutalną zabawą, pchnęli go na kamienie i odeszli, śmiejąc się i klnąc.
Zhańbiony, pobity chłopak z trudem podniósł się, usiadł pod ścianą i zapłakał:
- Nie chcę tu być, to okropny kraj. Ludzie nienawidzą cię tylko dlatego, że masz inny kolor skóry, dlatego, że masz „więcej melatoniny” jak zwykła żartować mama. Właśnie... mama. Co ona mówiła? "Lepszy świat"? Chciałbym do domu. Tylko, gdzie to jest...?
poniedziałek, 19 października 2015
Wywiad z Krzyśkiem Borkowskim - wokalistą zespołu Offensywa
O kolesiach z jajami, byciu "off" i związku z disco polo w przeszłości...
Mówi się, że jeszcze 20-30 lat temu punkowcy negowali system i
rządzących, a w obecnych czasach jedyny słuszny bunt to ten przeciw
zbyt niskiemu kieszonkowemu. Myślisz, że na przestrzeni lat
podejście do buntu zmieniało się?
Bunt
na pewno się zmieniał, zawsze jest coś przeciwko czemu można się
buntować. Ja osobiście nie mogłem się buntować przeciwko zbyt
niskiemu kieszonkowemu, bo go w ogóle nie miałem :).
Zawsze znajdzie się coś, co nas denerwuje, coś na co można albo
konstruktywnie ponarzekać, albo wbić kij w mrowisko, bo są takie
problemy, że czasami warto, a wręcz trzeba o nich zaśpiewać. My
staramy się śpiewać o takich problemach, ale nie staramy się być
tylko i wyłącznie na „nie”, chcemy czasami bardziej pozytywnie
spojrzeć, przekazać, że nawet, gdy jest ciężko, można walczyć
o swoje marzenia, nie poddawać się. Chcemy pokazać, że można nie
tylko się buntować i zwalczać coś, wytykać wszystko, co jest
złe, ale też budować, naprawiać.
Nazwa waszego zespołu wyraża atak, napaść, w
stosunku do kogo skierowana ma być wasza ofensywa?
To nie jest do końca tak. Etymologia tej nazwy jest bardzo złożona, bo „offensywa” przez dwa „f”, to już się robi neologizm, nie ma słowa pisanego w ten sposób w języku polskim. Sam ten początek „off” znaczy po pierwsze, że to jest jednak muzyka niszowa, bo mimo, że uważam, że nasze piosenki śmiało mogłyby latać po radiach, to jednak żyjemy w undergroundzie, nie ma nas w mediach, radiu, telewizji. Ten „off” jest taki naturalny, jesteśmy „off”, bo jesteśmy. Drugie „off” wywodzi się stąd, że bardzo lubimy zespół, który z resztą wciągnął nas w świat muzyki gitarowej, jak już skończyliśmy słuchać disco polo z rodzicami – to był zespół Offspring, z którego czerpiemy inspirację. Trzecia sprawa jest taka, że moja ówczesna dziewczyna stwierdziła, że zawsze chciała mieć zespół o takiej nazwie, a nam się to spodobało. Mówię o kilku czynnikach, bo to jest elastyczne. Pierwsza nasza płyta była bardzo ofensywna, natomiast na drugiej jesteśmy zdecydowanie mniej „anty”, a pokazujemy bardziej, że trzeba cieszyć się tym co tu i teraz. Zawsze powtarzam sobie, że nawet jeśli forma delikatnie się zmienia, tak jak na drugiej płycie, to zawsze ofensywa gdzieś tam jest. Nawet te teksty, które nie są pisane językiem agresywnym i pejoratywnym, zawsze są ofensywne.
To nie jest do końca tak. Etymologia tej nazwy jest bardzo złożona, bo „offensywa” przez dwa „f”, to już się robi neologizm, nie ma słowa pisanego w ten sposób w języku polskim. Sam ten początek „off” znaczy po pierwsze, że to jest jednak muzyka niszowa, bo mimo, że uważam, że nasze piosenki śmiało mogłyby latać po radiach, to jednak żyjemy w undergroundzie, nie ma nas w mediach, radiu, telewizji. Ten „off” jest taki naturalny, jesteśmy „off”, bo jesteśmy. Drugie „off” wywodzi się stąd, że bardzo lubimy zespół, który z resztą wciągnął nas w świat muzyki gitarowej, jak już skończyliśmy słuchać disco polo z rodzicami – to był zespół Offspring, z którego czerpiemy inspirację. Trzecia sprawa jest taka, że moja ówczesna dziewczyna stwierdziła, że zawsze chciała mieć zespół o takiej nazwie, a nam się to spodobało. Mówię o kilku czynnikach, bo to jest elastyczne. Pierwsza nasza płyta była bardzo ofensywna, natomiast na drugiej jesteśmy zdecydowanie mniej „anty”, a pokazujemy bardziej, że trzeba cieszyć się tym co tu i teraz. Zawsze powtarzam sobie, że nawet jeśli forma delikatnie się zmienia, tak jak na drugiej płycie, to zawsze ofensywa gdzieś tam jest. Nawet te teksty, które nie są pisane językiem agresywnym i pejoratywnym, zawsze są ofensywne.
Pochodzicie
ze Szczecina czyli z miasta jednej z, chyba można już tak
powiedzieć, legend punk rocka – zespołu The Analogs. Nie
mieliście pewnego rodzaju obawy, wyrastając koło takiego
autorytetu? Są tego plusy i minusy?
Nie
baliśmy się, bo generalnie nie ma się czego bać. To jest już
zespół z dorobkiem, który robi swoje, ale my też robimy swoje.
Jednym się podoba The Analogs, innym Offensywa, a jeszcze innym na
szczęście i to, i to. Nie czujemy presji z tego tytułu, lubimy się
z chłopakami, często gramy razem. W tej chwili jesteśmy w cieniu
tego zespołu i to nie kwestia tego, że się boimy, nie drażni nas
to, bo to jest naturalna kolej rzeczy, Analogs to zespół
legendarny, jak wspomniałaś. My musimy jeszcze na swoje zapracować,
żebyśmy mogli stanąć w tym samym szeregu co oni, żeby
koncertować tak jak oni przez 20 lat. Jesteśmy na zupełnie innym
etapie, więc nie należy tego porównywać, ale życzymy sobie
takiej kariery jak zespół The Analogs.
Zagraliście
i wciąż gracie dużo koncertów, występowaliście na Dużej Scenie
i scenie Pokojowej Wioski Kryszny podczas Woodstocku. Jest jakiś
koncert, który szczególnie zapadł Ci w pamięć?
Nie mam, mam nadzieję, że najlepszy koncert jest jeszcze przede mną. My się bardzo dobrze czujemy na scenie, nie czuję takiej presji, że ten koncert jest ważniejszy. Każdy koncert jest dla nas ważny, z każdego czerpiemy satysfakcję. Wiadomo, że jak graliśmy w tym roku w Progresji przed amerykańskim Rise Against, gdzie pod sceną było dwa i pół tysiąca ludzi, to był czad. Koncert na Dużej Scenie na Woodstocku jest o tyle wyjątkowy, że wychodzisz ze świadomością, że każdy chciałby być na twoim miejscu. A to nam przyszło tam zagrać, wygraliśmy to w konkursie. Z sentymentem wspominam ten koncert, ale chciałbym go powtórzyć, dlatego, że to co graliśmy wtedy, było w tamtym czasie najlepsze, teraz moglibyśmy wyjść i zagrać jeszcze lepiej, bo cały czas się rozwijamy. Także jeszcze nie mam tego jednego, wyjątkowego, ale być może kiedyś…
Nie mam, mam nadzieję, że najlepszy koncert jest jeszcze przede mną. My się bardzo dobrze czujemy na scenie, nie czuję takiej presji, że ten koncert jest ważniejszy. Każdy koncert jest dla nas ważny, z każdego czerpiemy satysfakcję. Wiadomo, że jak graliśmy w tym roku w Progresji przed amerykańskim Rise Against, gdzie pod sceną było dwa i pół tysiąca ludzi, to był czad. Koncert na Dużej Scenie na Woodstocku jest o tyle wyjątkowy, że wychodzisz ze świadomością, że każdy chciałby być na twoim miejscu. A to nam przyszło tam zagrać, wygraliśmy to w konkursie. Z sentymentem wspominam ten koncert, ale chciałbym go powtórzyć, dlatego, że to co graliśmy wtedy, było w tamtym czasie najlepsze, teraz moglibyśmy wyjść i zagrać jeszcze lepiej, bo cały czas się rozwijamy. Także jeszcze nie mam tego jednego, wyjątkowego, ale być może kiedyś…
W
waszych piosenkach podejmowane są różnorodne tematy, ale kilka z
nich porusza motyw miłości i dziewczyny, uważasz, że punk może
być romantyczny?
Jak
najbardziej punk może być romantyczny. Punkowcy to buntownicy,
„kolesie z jajami”, którzy nie bają się mówić tego, co
myślą, ale przecież też zakochują się, odczuwają emocje, więc
jak najbardziej piszą takie teksty, choć to jest na pewno trudne. U
nas to Przemek pisze teksty, one są czasem z lekkim przymrużeniem
oka, nie chcę im odbierać autentyzmu, ale podmiot liryczny bawi się
formą. W skrócie mógłbym odpowiedzieć, że może być i jest
romantyczny, ale ciężko jest napisać tekst o miłości bez
obciachu, niebanalny.
Musiałbym się
bardzo dobrze zastanowić. Ale na pewno powiedziałbym, że dziękuję
i, że jest mi bardzo miło, że wszyscy mnie słuchają, bo to
znaczy, że to, co robimy ma sens. I jeszcze, nawet nie w kontekście
słuchania nas, ale ogólnie, żeby filtrowali, myśleli. Tak jak
powiedział pięknie w tym roku zespół The Offspring: „Myśleć
trzeba samemu”, żeby czuli, oceniali i dobrze wybierali.
wtorek, 15 września 2015
Dalej "mamy 175 gramów białego" i w dodatku jesteśmy niepełnoletni... MMP 2015
Pamiętacie
artykuł o moim ulubionym sporcie Ultimate Frisbee - o ten? W takim razie wiecie
już, że do gry nie są nam potrzebne psy i, że nie jest to zabawa z przyjaciółmi
na plaży. Uwaga, kolejna porcja informacji - organizujemy turnieje, z których najważniejsze
to halowe i outdoorowe Mistrzostwa Polski w kategorii mixed. Jednak ostatnimi
czasy pojawiły się także mistrzostwa w kategoriach open i women oraz
Młodzieżowe Mistrzostwa Polski. Druga edycja tych ostatnich odbyła się 12
września w podwarszawskich Zielonkach.
W
zawodach wzięło udział sześć drużyn:
1 ) Frisbnik
(Rybnik)
2 ) Nine
Hills (Chełmno)
3 ) Brave
Beavers (Dopiewo)
4 ) 71
Wratislavia (Wrocław)
5 ) Flow
Junior AZS AWF (Wrocław)
6 ) Flyons
(Płock)
Po
zdecydowanie zbyt krótkiej nocy spędzonej w hoteliku na wsi, o której istnieniu
reszta świata nie została jeszcze poinformowana, udaliśmy się na boiska. Mecze
inauguracyjny zaczęły się o 9, na pierwszym boisku pomiędzy broniącym tytułu
Frisbnikiem, a wrocławską Wratislavią, na drugim zmierzyli się rycerze z
Chełmna oraz odważne bobry z Dopiewa. Mecze grupowe odbywały się metodą
dyskotekową „każdy z każdym” i zakończyły się najbardziej oczekiwanym momentem
na każdym turnieju – obiadem… tzn. przyszedł czas na półfinały: Frisbnik – Nine
Hills oraz Flyons – Brave Beavers. Mecz o 5 miejsce to derby Wrocławia –
Wratislavia zmierzyła się z Flow Junior. Finał był walką pomiędzy zeszłorocznym
młodzieżowym mistrzem Polski - drużyną z Rybnika a Brave Beavers. Bobry
udowodniły, że zasługują na wygraną, kończąc mecz wynikiem 13:1. Ale to nic
dziwnego, bo mają świetnych rozgrywających, szybkich cutterów, dziewczyny
zwinne jak koty, no i Norberta zwanego Jezusem, który robi to, na co wskazuje
jego pseudonim czyli nawraca… Co prawda wszystkie lecące do jego zony dyski,
ale nawraca.
Ostateczna
klasyfikacja przedstawia się następująco:
1 ) Brave
Beavers
2 ) Frisbnik
3 ) Nine
Hills
4 ) Flyons
5 ) Flow
Junior
6 ) 71
Wratislavia
Widok prawie setki
młodych ludzi oddających serce tej samej dyscyplinie, zostawiających na boisku
krew, pot i łzy, to widok niesamowity, niepowtarzalny i podnoszący na duchu.
Rośnie nowe pokolenie ultimate, więc
uważajcie starzy wyjadacze!
środa, 9 września 2015
"Bez Was chłopaki ten świat jest gówno warty!": MEBP 2015
Przez 363 dni w roku
Maniowy to spokojna wioska położona nad Jeziorem Czorsztyńskim.
Jednak w jeden z wakacyjnych weekendów zmienia się w Punk Rock
City. Dobra... może z tym „city” to przesada, ale na pewno czuć
tam punk rocka.
Festiwal Maniowy Ekipa
Biba Party jest dzieckiem dwóch lokalnych zespołów: APE oraz ADHD
Syndrom, tworzonym starą, dobrą metodą, jakże skuteczną przy
tworzeniu dzieci, DO IT YOURSELF. O tym jak zrodził się pomysł
stworzenia MEBP mówił jeden z organizatorów, perkusista zespołu
APE, Darek Hołyst: „Pomysł wpadł spontanicznie. Na początku
organizowaliśmy małe imprezki z koncertami lokalnych kapel w
niedużym domku nad jeziorem. Było całkiem spore zainteresowanie
tymi imprezami, z roku na rok przychodziło czy też przyjeżdżało
do nas coraz więcej ludzi, dochodziły zespoły z poza okolicy.
Któregoś pięknego dnia stwierdziliśmy że skoro jest duże
zainteresowanie tym co robimy, to zrobimy coś większego w plenerze.
Na początku to były imprezy jednodniowe, potem stwierdziliśmy, że
zrobimy dwudniowe koncerty... I tak powstał MEBP Fest”.
W tym roku przemiana
Maniów przypadła na drugi weekend sierpnia, już po raz szósty na
terenie gminy rozbrzmiały rockowe dźwięki. Na scenie zagościły
zespoły punkowe takie jak Bachor czy Uliczny Opryszek, nie zabrakło
także hardcore punku, a nawet rockabilly.
Ale nie klepmy suchych faktów. Jak festiwal prezentuje się ze sceny? Co wspominają wykonawcy?
Ale nie klepmy suchych faktów. Jak festiwal prezentuje się ze sceny? Co wspominają wykonawcy?
Stafar (Tester
Gier): Hm... Dosyć trudne pytanie,
bo cały festiwal wspominamy dobrze. Ja najlepiej wspominam jezioro z
ciepłą wodą, doskonały klimat, dużo znajomych, i scenę
ulokowaną w zajebistym miejscu. Nie ma chyba nic lepszego niż
granie na świeżym, górskim powietrzu.
Kuro (Reszta Pokolenia): Na ten fest, spróbować swoich sił z Resztą Pokolenia, podszedłem bodajże po raz trzeci. Jak mawia stare przysłowie do trzech razy sztuka :) Mieliśmy świadomość, że gramy jako pierwsi, a w dodatku jesteśmy mało znani w tej okolicy, więc będzie trudno ściągnąć słuchaczy pod scenę. Kiedy robiliśmy pierwsze próby dźwiękowe, ku naszej uciesze pierwsi uczestnicy festu już zaczęli zabawę. Myślimy „super, powinno być dobrze” i rzeczywiście, bo kiedy po ustawieniu schodziliśmy ze sceny by odczekać 15 minut do rozpoczęcia, można było usłyszeć głosy niezadowolenia, dlaczego nie jedziemy dalej. No i w końcu się zaczęło, dzień drugi oficjalnie został otwarty. Grając kolejny, następny kawałek przybywało pod scenę coraz więcej ludzi, a właściwie obok, gdzie było trochę cienia - upał tego dnia był niemiłosierny. Cóż powiedzieć, jak na startera z góry skazanego na pożarcie, możemy być zadowoleni, że nasza muzyka obroniła się sama. Widać było radość i podrygiwanie w rytm melodii otaczających nas osób. Wypad na maniowską bibę możemy zaliczyć na plus. Po wszystkim wyluzowani mogliśmy posłuchać innych dobrych kapel, bo takich tego dnia nie brakowało i podyskutować z innymi o tym i owym.
Zibi (The Harpagans): Obsługa techniczna była dobra, po pysku nie dostałem - to też było spoko :)
Uliczny Opryszek: Fest MEBP wspominamy bardzo miło. Począwszy od temperatury 40 stopni, po wspaniałą atmosferę na feście. NA ZAWSZE PUNK!
Kuro (Reszta Pokolenia): Na ten fest, spróbować swoich sił z Resztą Pokolenia, podszedłem bodajże po raz trzeci. Jak mawia stare przysłowie do trzech razy sztuka :) Mieliśmy świadomość, że gramy jako pierwsi, a w dodatku jesteśmy mało znani w tej okolicy, więc będzie trudno ściągnąć słuchaczy pod scenę. Kiedy robiliśmy pierwsze próby dźwiękowe, ku naszej uciesze pierwsi uczestnicy festu już zaczęli zabawę. Myślimy „super, powinno być dobrze” i rzeczywiście, bo kiedy po ustawieniu schodziliśmy ze sceny by odczekać 15 minut do rozpoczęcia, można było usłyszeć głosy niezadowolenia, dlaczego nie jedziemy dalej. No i w końcu się zaczęło, dzień drugi oficjalnie został otwarty. Grając kolejny, następny kawałek przybywało pod scenę coraz więcej ludzi, a właściwie obok, gdzie było trochę cienia - upał tego dnia był niemiłosierny. Cóż powiedzieć, jak na startera z góry skazanego na pożarcie, możemy być zadowoleni, że nasza muzyka obroniła się sama. Widać było radość i podrygiwanie w rytm melodii otaczających nas osób. Wypad na maniowską bibę możemy zaliczyć na plus. Po wszystkim wyluzowani mogliśmy posłuchać innych dobrych kapel, bo takich tego dnia nie brakowało i podyskutować z innymi o tym i owym.
Zibi (The Harpagans): Obsługa techniczna była dobra, po pysku nie dostałem - to też było spoko :)
Uliczny Opryszek: Fest MEBP wspominamy bardzo miło. Począwszy od temperatury 40 stopni, po wspaniałą atmosferę na feście. NA ZAWSZE PUNK!
Paweł
(Kompromitacja): Lubimy tam przyjeżdżać, grać, chłopaki
odwalają kawał dobrej roboty. MEBP wpisał się do pankowego
kalendarza na stałe.
Diesel
(Prokuratura): Pierwszy raz byliśmy na festiwalu w Maniowach. Od
razu podpasował nam luźny klimat, w sumie bardziej piknikowy niż
festiwalowy. No a wieczorem na scenie był pełny ogień. Klimat
udzielił się nam tak samo jak publice. Wszystko pasowało -
jezioro, muzyka, znajomi i ciepanie dyskiem :)
Profesor Kolce (ZSRE): Duży
plus za organizację, miłą atmosferę, rzec by można rodzinną, a
także urokliwą lokalizację festiwalu.
Mówią o górskim powietrzu, ludziach, ładnym otoczeniu... Brzmi jak grzeczny zjazd fanów country. Co tak naprawdę działo się, gdy zeszli ze sceny?
Stafar (Tester
Gier): Najlepszą akcją była impreza w naszym busie. Jakoś w nocy,
gdy zabawa się już mocno rozkręciła, udaliśmy się do naszego
busa rozkładać namioty... Rozkręciliśmy muzykę na full, zleciało
się trochę ludzi, były tańce, hulanki, nawet na dachu naszego
busa!
Kuro (Reszta
Pokolenia): Kiedy trafiliśmy na nocleg koledzy nie mieli ze sobą
śpiworów, ani koców i spali pod płachtą ze skaju do obszywania
kanap, śmiałem się z nich, że spali jak gwiazdy pod przykryciem
ze skóry.
Paweł (Kompromitacja): Dla mnie osobiście to wydarzenie jest
związane z Panem Pandą - skinem z Sosnowca, który zawsze ma przy
sobie 40 flamastrów i czasami sekator (raz go użył) lub klucz
francuski - też go użył :) Pan Panda (którego przy okazji z tego
miejsca pozdrawiamy gorąco) goni z tymi flamastrami i maluje ludzi
na odcięciu. Rzekłbym narodziła się nowa tradycja. A może i
nawet trzeba powiedzieć więcej - narodził Pandoizm czyli nowy
wymiar malarskiego impresjonizmu i surrealizmu, gdzie motywem
przewodnim owych "dzieł" są męskie przyrodzenia.
Profesor Kolce (ZSRE): Jednym słowem wiadra piwa, plaża, śledzie ze słoika, dziewczyny i śpiew.
Profesor Kolce (ZSRE): Jednym słowem wiadra piwa, plaża, śledzie ze słoika, dziewczyny i śpiew.
Przyjaciele, muzyka, kupa śmiechu, woda, góry i ogrom pozytywnej energii – to właśnie Maniowy Ekipa Biba Party. STOP! NUDZIE, STOP! SCHEMATOM.
środa, 5 sierpnia 2015
Wywiad ze Skowytem
Rozmowa z undergroundową, warszawską petardą - punkowym zespołem Skowyt przeprowadzona tuż po niesamowitym koncercie na scenie Pokojowej Wioski Kryszny. Jak chłopaki odbierają woodstockową publiczność i dlaczego nie chcą, żeby słuchał ich cały świat?
Na tegorocznym Woodstocku wystąpiliście w Pokojowej Wiosce Kryszny, to już
spełnienie waszych marzeń czy został lekki niedosyt, że to jednak nie jest Duża
Scena?
Ługi: To jest ciekawa sprawa. Wszyscy przeżyliśmy to, że nie dostaliśmy się na Dużą Scenę, ale po tym co tutaj zobaczyłem, po tym przyjęciu przez ludzi i po ich śpiewach... To na pewno było spełnienie moich marzeń, a Duża Scena nie ucieknie, najwyżej zagramy tam za dwa lata. Za nic nie oddałbym tego co tutaj przeżyłem.
Janek: Naszym największym marzeniem jest mimo wszystko Duża Scena, więc kiedy się dowiedzieliśmy, że zagramy w Pokojowej Wiosce Kryszny, to początkowo był niedosyt, ale szybko dotarła do nas myśl, że prawdopodobnie zagramy najlepszy koncert w naszym życiu. I tak się stało.
Ługi: To jest ciekawa sprawa. Wszyscy przeżyliśmy to, że nie dostaliśmy się na Dużą Scenę, ale po tym co tutaj zobaczyłem, po tym przyjęciu przez ludzi i po ich śpiewach... To na pewno było spełnienie moich marzeń, a Duża Scena nie ucieknie, najwyżej zagramy tam za dwa lata. Za nic nie oddałbym tego co tutaj przeżyłem.
Janek: Naszym największym marzeniem jest mimo wszystko Duża Scena, więc kiedy się dowiedzieliśmy, że zagramy w Pokojowej Wiosce Kryszny, to początkowo był niedosyt, ale szybko dotarła do nas myśl, że prawdopodobnie zagramy najlepszy koncert w naszym życiu. I tak się stało.
Ługi:
Lepszego
nie można było sobie wyobrazić.
Janek: Dokładnie, publiczność tutaj zawsze jest ekstra, zawsze pozytywnie nastawiona. Myślę, że wielu marzy o tym, żeby wystąpić na Woodstocku, a to już drugi występ Skowytu na tym festiwalu, czujemy się pięknie.
Janek: Dokładnie, publiczność tutaj zawsze jest ekstra, zawsze pozytywnie nastawiona. Myślę, że wielu marzy o tym, żeby wystąpić na Woodstocku, a to już drugi występ Skowytu na tym festiwalu, czujemy się pięknie.
Jaki jest najważniejszy cel waszej twórczości?
Ługi: Na pewno zależy nam na tym, żeby tworzyć muzykę z przekazem. Problem
sceny punkowej czy rockowej w Polsce polega na tym, że kapele mówią, że mają
przekaz, że są zaangażowane, a prawda jest taka, że wiele z nich to typowe
„darcie gęby”. Są kapele, które objeżdżają wszystkie punkowe festy, ale jeśli
wsłuchasz się w teksty to okazuje się, że one są o niczym. Z kolei my jako
Skowyt, który dla wielu punkowców jest za lajtowy i uważany za komercyjny
zespół, nie boimy się wyjść na scenę i przed kilkoma tysiącami ludzi
powiedzieć, że jesteśmy kapelą antyfaszystowską
i że wspieramy takie ruchy. Nie wiem ile kapel w Polsce łapie się do takiego
zaangażowanego grania, mam wrażenie, że bardzo mało.
Można powiedzieć, że celem Skowytu jest dotarcie z przekazem do ludzi, na pewno
teksty są bardzo ważne, a przede
wszystkim ma być punk rock, petarda i zabawa.
W jednej z piosenek śpiewacie, że rewolucja zaczyna się w głowie, kiedy pojawiła się w Waszych głowach?
Ługi: Dochodziliśmy do tego w różnych okresach. To się wiąże też z muzyką, wcześniej graliśmy trochę inną muzykę, jakieś grungowe nuty i w pewnym momencie poczuliśmy, że chcemy zmienić tempo, przyśpieszyć, pomyśleliśmy, że koniec grania smutów, że trzeba włożyć w to więcej energii. Nie wiem jak chłopaki, ale ja zawsze byłem gościem zbuntowanym, najpierw hipisem, potem punkiem, zdarzały się też oi'owe wstawki, lubię takie klimaty. To jest chyba naturalna konsekwencja tego, że każdy z nas był gdzieś w czasach liceum buntownikiem. Ale też Skowyt sam w sobie to nie tylko to, co wcześniej przemyśleliśmy i teraz możemy zagrać na scenie. Takie koncerty jak ten, który mieliśmy na Wiosce, kiedy widzimy jak ludzie reagują na naszą muzykę, sprawiają, że rewolucja rodzi się na nowo w głowie. Kiedy rewolucja przestanie się wciąż odradzać, to będzie znaczyło, że coś jest nie tak, bo ona powinna rodzić się cały czas, a nie tylko raz kiedyś.
W jednej z piosenek śpiewacie, że rewolucja zaczyna się w głowie, kiedy pojawiła się w Waszych głowach?
Ługi: Dochodziliśmy do tego w różnych okresach. To się wiąże też z muzyką, wcześniej graliśmy trochę inną muzykę, jakieś grungowe nuty i w pewnym momencie poczuliśmy, że chcemy zmienić tempo, przyśpieszyć, pomyśleliśmy, że koniec grania smutów, że trzeba włożyć w to więcej energii. Nie wiem jak chłopaki, ale ja zawsze byłem gościem zbuntowanym, najpierw hipisem, potem punkiem, zdarzały się też oi'owe wstawki, lubię takie klimaty. To jest chyba naturalna konsekwencja tego, że każdy z nas był gdzieś w czasach liceum buntownikiem. Ale też Skowyt sam w sobie to nie tylko to, co wcześniej przemyśleliśmy i teraz możemy zagrać na scenie. Takie koncerty jak ten, który mieliśmy na Wiosce, kiedy widzimy jak ludzie reagują na naszą muzykę, sprawiają, że rewolucja rodzi się na nowo w głowie. Kiedy rewolucja przestanie się wciąż odradzać, to będzie znaczyło, że coś jest nie tak, bo ona powinna rodzić się cały czas, a nie tylko raz kiedyś.
Arek: W ogóle
problem rewolucji nie wynika z tego że jej nie ma, ale z tego, że nie zawsze
jest dostrzeżona i właściwie zinterpretowana. Od dawna krytykujemy polską
scenę. Uważamy, że "dinozaury rocka", to największe zło: od lat
śpiewają i grają dokładnie to samo. Ale ludzie z przyzwyczajenia sięgają
"po sprawdzone", bo nie rozumieją potrzeby i istoty zmian. Bo tak po
prostu bezpieczniej. Wiesz jakie mieliśmy problemy z opublikowaniem
"Pokolenia Chuj"? A piosenka wyszła dokładnie w tym samym czasie co
naszpikowana przekleństwami "Żyję w kraju" Strachów. Odpowiedzi z
różnych rockowych rozgłośni (poza Antyradiem) były identyczne: zbyt ostro i
zbyt radykalnie dla naszych słuchaczy. I wszystko kończy się tym, że po
wszystkim ludzie utożsamiają rewolucję z narzekaniem na kraj, w którym wszyscy
wszystkich robią w chuja. Rozumiesz coś z tego?
Na płycie Corrida usłyszeć też można „Polsko, najbardziej boję się Ciebie”,
a potem „Udajmy, że wszystko jest ok, bo się nie znamy”. Skąd takie
antypatriotyczne przesłanie?
Ługi: Mam wrażenie, że patriotyzm w wydaniu polskim wygląda tak, że na
przykład o żołnierzach mówisz „wyklęci”,
a druga strona mówi „przeklęci”, jesteś
albo po jednej stronie barykady albo po drugiej. A ja nie chcę w tym brać
udziału. Boję się zainteresowania Polski w tym sensie, że boję się
zaangażowania każdej strony konfliktu, który w Polsce ma miejsce. My na
przykład jesteśmy zespołem punkrockowym, ale to nie oznacza, że przyjmujemy
bezkrytycznie wszystko co proponuje scena punkowa, bo jak dla mnie, niektórzy
punkowcy gadają „trzy po trzy”. Z drugiej strony mamy scenę narodową, która
wygląda jeszcze gorzej, jest tragiczna. Kłócą się, a tak naprawdę nie wiedzą o
co.
Poza tym to państwo nie ma na celu pomagać, tylko ściągać pieniądze na
przykład. W Polsce się tak porobiło, że powiedzenie „patriota” zostało
zagarnięte przez środowiska prawicowe, kojarzone jest negatywnie, a tak być nie
powinno. Ktoś mądry kiedyś powiedział, że ważną formą patriotyzmu jest bycie
krytycznym wobec swojego kraju. To, że mówimy o tym co jest źle w Polsce nie
znaczy, że mamy gdzieś ten kraj, bo nie można olewać miejsca, w którym się
żyje. Trzeba też zwracać uwagę na to, co jest złe i robimy to na swój sposób,
chociaż raz nam wychodzi lepiej, a raz gorzej.
Porzucając na koniec sprawę muzyki, gdybyście wiedzieli, że słucha Was cały
świat, co byście im powiedzieli?
Ługi: Nie wiem co bym powiedział... Światowe zespoły typu U2 wpadają w
taki klimat, że zanim cokolwiek powiedzą to zostanie przemielone przez 150
mediów, każdy to inaczej zrozumie, także taki gość jak Bono na razie niby robi
coś dobrego, ale tak naprawdę nie do końca wiadomo czy on jako biznesmen w tej
chwili, może ludziom mówić jak powinni żyć. Ja bym się nie chciał stawiać w
takiej sytuacji, wystarczy, że słuchało mnie tylko...
Janek: Tylko cały Przystanek Woodstock ;)
Ługi: Dokładnie, ci wszyscy ludzie w namiocie Pokojowej Wioski Kryszny. To co mieliśmy im powiedzieć, to powiedzieliśmy. Bardziej lub mniej udolnie, ale zrobiliśmy tak jak chcieliśmy. A na świat jeszcze przyjdzie czas.
Ługi: Dokładnie, ci wszyscy ludzie w namiocie Pokojowej Wioski Kryszny. To co mieliśmy im powiedzieć, to powiedzieliśmy. Bardziej lub mniej udolnie, ale zrobiliśmy tak jak chcieliśmy. A na świat jeszcze przyjdzie czas.
Subskrybuj:
Posty (Atom)