czwartek, 24 grudnia 2015

1. Anno Domini punk rocka


    Dawno, dawno temu pewna dziewczyna zaszła w ciążę. Ojciec dziecka niby był obecny, ale specjalnie widać go nie było. Młoda matka, pod presją bliskich, przyjaciół i innych głosów, uciekła z narzeczonym, który miał być dla dziecka ojczymem. Oboje byli biedni i niedoświadczeni, ale dla syna chcieli jak najlepiej, przekonani, że będzie kimś wielkim.
   Dzieciak-uchodźca urodził się w nieodpowiednich do tego warunkach, daleko od rodzinnego domu matki. Nikt nie przejął się jego pojawieniem, może z wyjątkiem zwierząt i kilku ludzi, których zliczyć można by na palcach jednej ręki. Prawie zezwierzęcony już w pierwszym dniu życia, nie prezentował się jak ktoś, kto może wstrząsnąć całym światem.
    W wieku dwunastu lat, młodzieniec uciekał od rodziców i głosił swoje ideały, trzy razy starszym od niego mędrcom. A potem się zaczęło... Burdy w świątyniach, przeciąganie ludzi na swoją stronę dzięki sile perswazji i obnoszenie się z nadprzyrodzonymi mocami. W wyniku swojego zuchwalstwa zmuszony był uciekać z jednego kraju do drugiego. Ale pomimo tych popisów, przyznać mu trzeba, że miał trzy ogromne zalety: głosił mądre mowy, potrafił zjednać sobie sojuszników i przez całe życie trzymał się tych samych ideałów i wartości.
    Niestety w końcu przejechał się na ufności do ludzi, został złapany przez narodowców i skazany na śmierć. Jego życie nie było długie, za to intensywne. Na tyle intensywne, że po dziś dzień ludzie świętują Jego narodziny.
    Tak, „Jezus kiedyś zapytany, potwierdził, że on też nosił glany”.


Dobry byłby z niego kompan na imprezy, nie? Woda w wino i te sztuczki.

środa, 9 grudnia 2015

Weź kartkę, długopis i pomóż!


    13-letnia dziewczynka została zmuszona do małżeństwa z mężczyzną starszym od niej o ponad 50 lat. Adwokat skazany na 15 lat więzienia za walkę o prawa ludzi. Kobieta torturowana i gwałcona przez funkcjonariuszy, którzy chcieli by przyznała się do zbrodni, której nie popełniła.
To nie zapowiedź nowej książki, to nie literacka fikcja. Takie rzeczy dzieją się codziennie w różnych zakątkach świata. Zadajesz sobie pytanie: „Czy ja sam mogę coś z tym zrobić?” Otóż, tak – możesz!
   Każdego roku z datą 10.12 odbywa się Maraton Pisania Listów. To akcja przygotowywana przez Amnesty International, czyli organizację, która jest światełkiem nadziei dla ludzi skrzywdzonych przez złe duchy drzemiące w niektórych osobach. Maraton ma bardzo proste zasady – należy napisać jak najwięcej listów w obronie pokrzywdzonych, zebrać owe teksty i wysłać do władz danego państwa. Akcja jest organizowana w całym kraju, w szkołach, kawiarniach i instytucjach kultury.
   Nas nie kosztuje to dużo, wystarczy poświęcić 10 minut na przepisanie tekstu. Niewiele, prawda? A dla ofiar to szansa na spokojne życie. Więc, proszę, zamiast oglądać serial, weź kartkę, długopis i pomóż.
 
KAŻDY LIST POMAGA.

Więcej informacji tutaj: http://amnesty.org.pl/maraton/

wtorek, 1 grudnia 2015

Jak Żabki w wodzie


    Weekend spędzony pod szyldem koncertów legend polskiego punk rocka, z czego jednym z zespołów jest twój wyraźny muzyczny faworyt. Jesteś z nimi kiedy grają, śpią, jedzą i biorą prysznic. Dobra, przy tym ostatnim nie jesteś obecny, ale i tak spędzacie razem prawie 24 godziny na dobę. Brzmi jak sen, nie? A jak wiadomo marzenia się spełniają. Tak też w sobotnie popołudnie czekałam pod katowicką knajpą na transport, który miał ponieść mnie, pisarskiego amatora głodnego wrażeń, w pierwszą koncertową minitrasę.
I czekałam... Poważnie, jeśli umawiacie się z muzykami, zamiast stawić się punktualnie w umówionym miejscu, idźcie zjeść obiad, pozwiedzać miasto, wypić kawę i dopiero przyjdźcie – będzie idealnie. Taki artystyczny kwadrans spóźnienia. Ale nie narzekam, żeby jeszcze mnie kiedyś zabrali.
     Podróż do pierwszego celu – klubu RudeBoy w Bielsku-białej minęła bardzo przyjemnie, poza tym, że żarty o Zagłębiu są znane chyba w każdej części Polski: „Przy stworzeniu świata diabeł prosił Boga, aby ten pozwolił mu zrobić jedną rzecz. Bóg nieroztropnie się zgodził i tak powstał Sosnowiec”. Nieśmieszne. Chociaż, w sumie trochę... Do celu się jakoś specjalnie nie spieszyliśmy, i wcale nie dlatego, że nie chciało nam się rozpakowywać przyczepy ze sprzętem.
     Koncerty Ga-gi/Zielonych Żabek, The Analogs i Leśnych Ludków jak zawsze częstowały ogromną porcją energii, ale jeden moment zapadł mi w pamięć szczególnie. Bywalcy ostatnich koncertów Żabek na pewno kojarzą Wiktora, kilkuletniego chłopaka, który wspomaga zespół wokalnie. (Może weźmie na barki działalność zespołu, kiedy aktualny skład przejdzie na emeryturę?) W każdym razie, niedługo po koncercie w Bielsku miał obchodzić 9. urodziny, więc muzycy chcieli zrobić dla niego coś wyjątkowego. Złożyli mu życzenia podczas koncertu, dostał płytę w prezencie, ale nie to jest najważniejsze. Najlepszy moment był, gdy cała punkowa publika zaczęła mu śpiewać „Sto lat”. I powiedzcie mi teraz, że punkowcy to brudne, bezduszne bestie.
    A zastanawialiście się kiedyś, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami zespołowej garderoby? Rozwiązałam tę zagadkę. Nie ma tam wcale, jak mówi powszechne przekonanie, kobiet przygruchanych sobie przez muzyków ani żadnych „białych dróg” (czy pasów startowych do „odlotu”). Chłopaki siedzieli przy herbacie i rozmawiali o komercji, sześciolatkach w szkole i tym podobnych. Pełna kulturka. A co do tej herbaty... Anarchia w Wielkiej Brytanii, godzina 17.00:
- Chcesz herbaty?
- Nie.
Możecie iść teraz popić tego suchara.
     Koło 1. w nocy dotarliśmy do pokoi i prawie od razu zapadliśmy w sen. Męczące takie życie. I towarzystwo na noclegu też było świetne. (Tutaj znalazłoby się zdjęcie panów Analogsów, ale nie udało mi się go zrobić, bo równo z końcem doby w Domu Turysty, czyli o godzinie 10, chłopaki byli już spakowani i wpakowani do busa. Chodzą jak szwajcarski zegarek. Mogłam im tylko pomachać na pożegnanie, zawsze coś).
Bezlitosne zasady wyprosiły z pokojów również nas, więc, trochę mniej zdyscyplinowani i ogarnięci niż szczecinianie, ruszyliśmy w drogę do Katowic. I tutaj historia zaczyna się robić dziwna. Do następnego koncertu zostało nam kilka godzin, musieliśmy się czymś zająć, więc poszliśmy do kina. Nie byłoby w tym nic interesującego, gdyby nie to, że nasz wybór padł na „Hotel Transylwanię”. Wyobraźcie sobie ten image: ludzie w glanach, martensach, skórach, irokezach, dreadach, twardo oglądający bajkę. Przepraszam, film animowany. Jesteśmy dorośli.
     Tak bojowo nastawieni ruszyliśmy do klubu Fraktal w Mikołowie na wieczorny koncert. Co tu dużo mówić: trzy godziny świetnej muzyki i płynącej z niej pozytywnej energii. Wpadnijcie na najbliższy koncert, to sami się przekonacie. Ja pewnie też tam będę, do zobaczenia!


           

środa, 25 listopada 2015

Legalna broń?

     „Dobrze widzi się tylko sercem” czy Rozum jest najlepszym doradcą”? Walka między zwolennikami kierowania się sercem, a tymi opowiadającymi się za rozumem toczy się od wieków. Mickiewicz w „Romantyczności” strofował starca, mówiąc, że „czucie i wiara silniej mówi do mnie, niż mędrca szkiełko i oko”, za to starzec utrzymywał, że „dziewczyna duby smalone bredzi”, bo się sercem kieruje. Każda ze stron ma trochę racji. Co począć z tym problemem? Można zrobić sobie popcorn, usiąść pomiędzy nimi i czekać aż dojdzie do rękoczynów. Albo przyjrzeć się tematowi bliżej. Zastanawialiście się kiedyś, jak potężną bronią jest ludzki rozum? I nie chodzi mi o rzucanie nim w przeciwników.
       Ewentualnie, zarzucić możemy ich lepszymi pomysłami, strategiami i teoriami. Ale, żeby nie być gołosłownym... Weźmy na warsztat Adolfa Hitlera. Zanim uznacie mnie za faszystę i przestaniecie czytać – nie, nie pochwalam jego działań, nie zgadzam się z jego teoriami i ogólnie jest dla mnie „złym panem”. Ale przyznać trzeba, że rozum miał tęgi. Bo jak potężny umysł trzeba mieć, żeby podporządkować sobie całą rzeszę ludzi? Z wątłego chłopca, prawdopodobnie z kompleksem Edypa, wyśmiewanego przez rówieśników, a nawet odrzuconego podczas poboru do armii, przeistoczył się w bezwzględnego tyrana i mordercę milionów ludzi. Badacze opisują jego osobowość jako „hipnotyczną” dla odbiorców. Spróbujcie przekonać do swoich poglądów chociaż 10 osób i wyobraźcie sobie, że on, sprawnie manipulując, zjednał sobie ich tysiące. To, że użył swoich zdolności do celów takich, a nie innych, to już odrębna sprawa. Bądź, co bądź, jego rozum był potężną bronią, zdolną do zabicia całej wioski poprzez wypowiedzenie dwóch słów.

       Kształćcie swoje umysły, rozwijajcie się, bo szkoda byłoby nie wykorzystać takiej siły. Niby posiadanie broni bez pozwolenia jest nielegalne, jednak tę broń każdy ma za darmo, a w dodatku posiadanie jej jest nawet wskazane. Tylko używajcie jej z.. rozumem


                            Świadomość jest miarą wolności. Ale o tym innym razem.


















czwartek, 12 listopada 2015

BLESS!

Dziś króciutko, ale uwaga, zabrzmię jak fanatyk: miałam sen.
Widziałam świat na makiecie, jako wielki labirynt. W samym środku planszy był pusty obszar z napisem „ŚMIERĆ”. Jedni mieszkańcy mieli do niej bliżej, inni dalej – tak jak w życiu. Nad modelem świata stał pan w garniturze, wyszkolona polonistyczna interpretacja podpowiada mi, że to był Bóg. Kiedy jeden z pionków-ludzi zapędzał się do zaułka podpisanego „zabójstwo” czy „kradzież”, czyli kiedy zbaczał na złą drogę, stróż w garniturze łapał go za ramiona i sprowadzał na właściwą ścieżkę.
    Przekazuję Wam to tylko po to, żebyście wiedzieli, że jakkolwiek źle jest w danym momencie w życiu, to zawsze ktoś nad nami czuwa i służy pomocą. DZIĘKI STRAŻNIKU!


                              

poniedziałek, 26 października 2015

"Dzieciak znikąd"



    Obudził się na podłodze ciężarówki. Na około niego siedzieli ludzie o smutnych, znękanych twarzach, każdy zatopiony we własnych myślach. Nie wiedział ile dni już są w drodze, czuł tylko głód i samotność. Nawiedzały go urywki wspomnień sprzed podróży. Szare ulice, zburzone budynki, samotna kula wystrzelona przez któregoś z żołnierzy, przeszywająca serce jego ojca. I łzy matki kiedy kazała mu wsiąść do samochodu:
- Jedź synku, tam będzie lepszy świat.

- Nie zostawię cię tutaj.

-
Spotkamy się jeszcze. Gdziekolwiek będziesz, odnajdę Cię, obiecuję.
Sam nie mógł powstrzymać płaczu, gdy odjeżdżając, widział matkę na tle miasta pożartego przez wojnę.

    W końcu ciężarówka zatrzymała się, jego współpodróżni wyskakiwali w mrok nocy. Nikt nie zwracał na niego uwagi, ważne było to, aby się wydostać. Tylko jedna kobieta rzuciła w jego stronę szybkie:

- Uciekaj, mały. I nie daj się złapać.

    I tak został sam, w obcym kraju, dzieciak znikąd. Szedł długo przed siebie. W oknach mijanych domów widział rodziny siedzące razem przy stole, roześmiane dzieci i ich rodziców. Wtedy zdał sobie sprawę jak bardzo tęskni za ojcem, matką i domem, w którego ścianach czuł się bezpiecznie. Nie wiedząc co ze sobą począć, postanowił przeczekać noc w zrujnowanym domu, stojącym przy drodze. We śnie znowu ujrzał swój kraj, oddziały żołnierzy maszerujące ulicami, słyszał wybuchy bomb i serie wystrzeliwane z karabinów.
    Z koszmarów wyrwało go uderzenie w brzuch. Gdy podniósł powieki, zobaczył nad sobą twarze trzech mężczyzn, ich głowy były gładko ogolone, a w oczach płonął ogień nienawiści i odrazy.
- Czego tu chcesz, czarnuchu?

- Myślałem, że to jakaś sterta gówna, a to tylko małe, murzyńskie dziecko. Dużo się nie pomyliłem.

- To pewnie jakiś mały islamista.

Śmiali się, popychając go między sobą. Nie rozumiał co mówią, chciał się tłumaczyć, ale podejrzewał, że nawet gdyby mogli zrozumieć jego język i tak nie chcieliby go słuchać. W końcu znudzili się swoją brutalną zabawą, pchnęli go na kamienie i odeszli, śmiejąc się i klnąc.

    Zhańbiony, pobity chłopak z trudem podniósł się, usiadł pod ścianą i zapłakał:

- Nie chcę tu być, to okropny kraj. Ludzie nienawidzą cię tylko dlatego, że masz inny kolor skóry, dlatego, że masz „więcej melatoniny” jak zwykła żartować mama. Właśnie... mama. Co ona mówiła? "Lepszy świat"? Chciałbym do domu. Tylko, gdzie to jest...?
                              

poniedziałek, 19 października 2015

Wywiad z Krzyśkiem Borkowskim - wokalistą zespołu Offensywa

O kolesiach z jajami, byciu "off" i związku z disco polo w przeszłości... 

Mówi się, że jeszcze 20-30 lat temu punkowcy negowali system i rządzących, a w obecnych czasach jedyny słuszny bunt to ten przeciw zbyt niskiemu kieszonkowemu. Myślisz, że na przestrzeni lat podejście do buntu zmieniało się?
Bunt na pewno się zmieniał, zawsze jest coś przeciwko czemu można się buntować. Ja osobiście nie mogłem się buntować przeciwko zbyt niskiemu kieszonkowemu, bo go w ogóle nie miałem :). Zawsze znajdzie się coś, co nas denerwuje, coś na co można albo konstruktywnie ponarzekać, albo wbić kij w mrowisko, bo są takie problemy, że czasami warto, a wręcz trzeba o nich zaśpiewać. My staramy się śpiewać o takich problemach, ale nie staramy się być tylko i wyłącznie na „nie”, chcemy czasami bardziej pozytywnie spojrzeć, przekazać, że nawet, gdy jest ciężko, można walczyć o swoje marzenia, nie poddawać się. Chcemy pokazać, że można nie tylko się buntować i zwalczać coś, wytykać wszystko, co jest złe, ale też budować, naprawiać.


Nazwa waszego zespołu wyraża atak, napaść, w stosunku do kogo skierowana ma być wasza ofensywa?
To nie jest do końca tak. Etymologia tej nazwy jest bardzo złożona, bo „offensywa” przez dwa „f”, to już się robi neologizm, nie ma słowa pisanego w ten sposób w języku polskim. Sam ten początek „off” znaczy po pierwsze, że to jest jednak muzyka niszowa, bo mimo, że uważam, że nasze piosenki śmiało mogłyby latać po radiach, to jednak żyjemy w undergroundzie, nie ma nas w mediach, radiu, telewizji. Ten „off” jest taki naturalny, jesteśmy „off”, bo jesteśmy. Drugie „off” wywodzi się stąd, że bardzo lubimy zespół, który z resztą wciągnął nas w świat muzyki gitarowej, jak już skończyliśmy słuchać disco polo z rodzicami – to był zespół Offspring, z którego czerpiemy inspirację. Trzecia sprawa jest taka, że moja ówczesna dziewczyna stwierdziła, że zawsze chciała mieć zespół o takiej nazwie, a nam się to spodobało. Mówię o kilku czynnikach, bo to jest elastyczne. Pierwsza nasza płyta była bardzo ofensywna, natomiast na drugiej jesteśmy zdecydowanie mniej „anty”, a pokazujemy bardziej, że trzeba cieszyć się tym co tu i teraz. Zawsze powtarzam sobie, że nawet jeśli forma delikatnie się zmienia, tak jak na drugiej płycie, to zawsze ofensywa gdzieś tam jest. Nawet te teksty, które nie są pisane językiem agresywnym i pejoratywnym, zawsze są ofensywne. 

Pochodzicie ze Szczecina czyli z miasta jednej z, chyba można już tak powiedzieć, legend punk rocka – zespołu The Analogs. Nie mieliście pewnego rodzaju obawy, wyrastając koło takiego autorytetu? Są tego plusy i minusy?
Nie baliśmy się, bo generalnie nie ma się czego bać. To jest już zespół z dorobkiem, który robi swoje, ale my też robimy swoje. Jednym się podoba The Analogs, innym Offensywa, a jeszcze innym na szczęście i to, i to. Nie czujemy presji z tego tytułu, lubimy się z chłopakami, często gramy razem. W tej chwili jesteśmy w cieniu tego zespołu i to nie kwestia tego, że się boimy, nie drażni nas to, bo to jest naturalna kolej rzeczy, Analogs to zespół legendarny, jak wspomniałaś. My musimy jeszcze na swoje zapracować, żebyśmy mogli stanąć w tym samym szeregu co oni, żeby koncertować tak jak oni przez 20 lat. Jesteśmy na zupełnie innym etapie, więc nie należy tego porównywać, ale życzymy sobie takiej kariery jak zespół The Analogs. 

Zagraliście i wciąż gracie dużo koncertów, występowaliście na Dużej Scenie i scenie Pokojowej Wioski Kryszny podczas Woodstocku. Jest jakiś koncert, który szczególnie zapadł Ci w pamięć?
Nie mam, mam nadzieję, że najlepszy koncert jest jeszcze przede mną. My się bardzo dobrze czujemy na scenie, nie czuję takiej presji, że ten koncert jest ważniejszy. Każdy koncert jest dla nas ważny, z każdego czerpiemy satysfakcję. Wiadomo, że jak graliśmy w tym roku w Progresji przed amerykańskim Rise Against, gdzie pod sceną było dwa i pół tysiąca ludzi, to był czad. Koncert na Dużej Scenie na Woodstocku jest o tyle wyjątkowy, że wychodzisz ze świadomością, że każdy chciałby być na twoim miejscu. A to nam przyszło tam zagrać, wygraliśmy to w konkursie. Z sentymentem wspominam ten koncert, ale chciałbym go powtórzyć, dlatego, że to co graliśmy wtedy, było w tamtym czasie najlepsze, teraz moglibyśmy wyjść i zagrać jeszcze lepiej, bo cały czas się rozwijamy. Także jeszcze nie mam tego jednego, wyjątkowego, ale być może kiedyś…

W waszych piosenkach podejmowane są różnorodne tematy, ale kilka z nich porusza motyw miłości i dziewczyny, uważasz, że punk może być romantyczny?
Jak najbardziej punk może być romantyczny. Punkowcy to buntownicy, „kolesie z jajami”, którzy nie bają się mówić tego, co myślą, ale przecież też zakochują się, odczuwają emocje, więc jak najbardziej piszą takie teksty, choć to jest na pewno trudne. U nas to Przemek pisze teksty, one są czasem z lekkim przymrużeniem oka, nie chcę im odbierać autentyzmu, ale podmiot liryczny bawi się formą. W skrócie mógłbym odpowiedzieć, że może być i jest romantyczny, ale ciężko jest napisać tekst o miłości bez obciachu, niebanalny. 


Odchodząc od tematu muzyki, gdybyś wiedział, że słucha Cię cały świat, co byś powiedział?

Musiałbym się bardzo dobrze zastanowić. Ale na pewno powiedziałbym, że dziękuję i, że jest mi bardzo miło, że wszyscy mnie słuchają, bo to znaczy, że to, co robimy ma sens. I jeszcze, nawet nie w kontekście słuchania nas, ale ogólnie, żeby filtrowali, myśleli. Tak jak powiedział pięknie w tym roku zespół The Offspring: „Myśleć trzeba samemu”, żeby czuli, oceniali i dobrze wybierali.

wtorek, 15 września 2015

Dalej "mamy 175 gramów białego" i w dodatku jesteśmy niepełnoletni... MMP 2015

     Pamiętacie artykuł o moim ulubionym sporcie Ultimate Frisbee - o ten? W takim razie wiecie już, że do gry nie są nam potrzebne psy i, że nie jest to zabawa z przyjaciółmi na plaży. Uwaga, kolejna porcja informacji - organizujemy turnieje, z których najważniejsze to halowe i outdoorowe Mistrzostwa Polski w kategorii mixed. Jednak ostatnimi czasy pojawiły się także mistrzostwa w kategoriach open i women oraz Młodzieżowe Mistrzostwa Polski. Druga edycja tych ostatnich odbyła się 12 września w podwarszawskich Zielonkach.
     W zawodach wzięło udział sześć drużyn:
1 )      Frisbnik (Rybnik)
2 )      Nine Hills (Chełmno)
3 )      Brave Beavers (Dopiewo)
4 )      71 Wratislavia (Wrocław)
5 )      Flow Junior AZS AWF (Wrocław)
6 )      Flyons (Płock)
    Po zdecydowanie zbyt krótkiej nocy spędzonej w hoteliku na wsi, o której istnieniu reszta świata nie została jeszcze poinformowana, udaliśmy się na boiska. Mecze inauguracyjny zaczęły się o 9, na pierwszym boisku pomiędzy broniącym tytułu Frisbnikiem, a wrocławską Wratislavią, na drugim zmierzyli się rycerze z Chełmna oraz odważne bobry z Dopiewa. Mecze grupowe odbywały się metodą dyskotekową „każdy z każdym” i zakończyły się najbardziej oczekiwanym momentem na każdym turnieju – obiadem… tzn. przyszedł czas na półfinały: Frisbnik – Nine Hills oraz Flyons – Brave Beavers. Mecz o 5 miejsce to derby Wrocławia – Wratislavia zmierzyła się z Flow Junior. Finał był walką pomiędzy zeszłorocznym młodzieżowym mistrzem Polski - drużyną z Rybnika a Brave Beavers. Bobry udowodniły, że zasługują na wygraną, kończąc mecz wynikiem 13:1. Ale to nic dziwnego, bo mają świetnych rozgrywających, szybkich cutterów, dziewczyny zwinne jak koty, no i Norberta zwanego Jezusem, który robi to, na co wskazuje jego pseudonim czyli nawraca… Co prawda wszystkie lecące do jego zony dyski, ale nawraca.
     Ostateczna klasyfikacja przedstawia się następująco:
1 )      Brave Beavers
2 )      Frisbnik
3 )      Nine Hills
4 )      Flyons
5 )      Flow Junior
6 )      71 Wratislavia
    Widok prawie setki młodych ludzi oddających serce tej samej dyscyplinie, zostawiających na boisku krew, pot i łzy, to widok niesamowity, niepowtarzalny i podnoszący na duchu. Rośnie nowe pokolenie ultimate,  więc uważajcie starzy wyjadacze!

środa, 9 września 2015

"Bez Was chłopaki ten świat jest gówno warty!": MEBP 2015

     Przez 363 dni w roku Maniowy to spokojna wioska położona nad Jeziorem Czorsztyńskim. Jednak w jeden z wakacyjnych weekendów zmienia się w Punk Rock City. Dobra... może z tym „city” to przesada, ale na pewno czuć tam punk rocka.
    Festiwal Maniowy Ekipa Biba Party jest dzieckiem dwóch lokalnych zespołów: APE oraz ADHD Syndrom, tworzonym starą, dobrą metodą, jakże skuteczną przy tworzeniu dzieci, DO IT YOURSELF. O tym jak zrodził się pomysł stworzenia MEBP mówił jeden z organizatorów, perkusista zespołu APE, Darek Hołyst: „Pomysł wpadł spontanicznie. Na początku organizowaliśmy małe imprezki z koncertami lokalnych kapel w niedużym domku nad jeziorem. Było całkiem spore zainteresowanie tymi imprezami, z roku na rok przychodziło czy też przyjeżdżało do nas coraz więcej ludzi, dochodziły zespoły z poza okolicy. Któregoś pięknego dnia stwierdziliśmy że skoro jest duże zainteresowanie tym co robimy, to zrobimy coś większego w plenerze. Na początku to były imprezy jednodniowe, potem stwierdziliśmy, że zrobimy dwudniowe koncerty... I tak powstał MEBP Fest”.
    W tym roku przemiana Maniów przypadła na drugi weekend sierpnia, już po raz szósty na terenie gminy rozbrzmiały rockowe dźwięki. Na scenie zagościły zespoły punkowe takie jak Bachor czy Uliczny Opryszek, nie zabrakło także hardcore punku, a nawet rockabilly.

Ale nie klepmy suchych faktów. Jak festiwal prezentuje się ze sceny? Co wspominają wykonawcy?
Stafar (Tester Gier): Hm... Dosyć trudne pytanie, bo cały festiwal wspominamy dobrze. Ja najlepiej wspominam jezioro z ciepłą wodą, doskonały klimat, dużo znajomych, i scenę ulokowaną w zajebistym miejscu. Nie ma chyba nic lepszego niż granie na świeżym, górskim powietrzu.
Kuro (Reszta Pokolenia): Na ten fest, spróbować swoich sił z Resztą Pokolenia, podszedłem bodajże po raz trzeci. Jak mawia stare przysłowie do trzech razy sztuka :) Mieliśmy świadomość, że gramy jako pierwsi, a w dodatku jesteśmy mało znani w tej okolicy, więc będzie trudno ściągnąć słuchaczy pod scenę. Kiedy robiliśmy pierwsze próby dźwiękowe, ku naszej uciesze pierwsi uczestnicy festu już zaczęli zabawę. Myślimy „super, powinno być dobrze” i rzeczywiście, bo kiedy po ustawieniu schodziliśmy ze sceny by odczekać 15 minut do rozpoczęcia, można było usłyszeć głosy niezadowolenia, dlaczego nie jedziemy dalej. No i w końcu się zaczęło, dzień drugi oficjalnie został otwarty. Grając kolejny, następny kawałek przybywało pod scenę coraz więcej ludzi, a właściwie obok, gdzie było trochę cienia - upał tego dnia był niemiłosierny. Cóż powiedzieć, jak na startera z góry skazanego na pożarcie, możemy być zadowoleni, że nasza muzyka obroniła się sama. Widać było radość i podrygiwanie w rytm melodii otaczających nas osób. Wypad na maniowską bibę możemy zaliczyć na plus. Po wszystkim wyluzowani mogliśmy posłuchać innych dobrych kapel, bo takich tego dnia nie brakowało i podyskutować z innymi o tym i owym.
Zibi (The Harpagans): Obsługa techniczna była dobra, po pysku nie dostałem - to też było spoko :)
Uliczny Opryszek: Fest MEBP wspominamy bardzo miło. Począwszy od temperatury 40 stopni, po wspaniałą atmosferę na feście. NA ZAWSZE PUNK!
Paweł (Kompromitacja): Lubimy tam przyjeżdżać, grać, chłopaki odwalają kawał dobrej roboty. MEBP wpisał się do pankowego kalendarza na stałe.
Diesel (Prokuratura): Pierwszy raz byliśmy na festiwalu w Maniowach. Od razu podpasował nam luźny klimat, w sumie bardziej piknikowy niż festiwalowy. No a wieczorem na scenie był pełny ogień. Klimat udzielił się nam tak samo jak publice. Wszystko pasowało - jezioro, muzyka, znajomi i ciepanie dyskiem :)
Profesor Kolce (ZSRE): Duży plus za organizację, miłą atmosferę, rzec by można rodzinną, a także urokliwą lokalizację festiwalu.


Mówią o górskim powietrzu, ludziach, ładnym otoczeniu... Brzmi jak grzeczny zjazd fanów country. Co tak naprawdę działo się, gdy zeszli ze sceny?
Stafar (Tester Gier): Najlepszą akcją była impreza w naszym busie. Jakoś w nocy, gdy zabawa się już mocno rozkręciła, udaliśmy się do naszego busa rozkładać namioty... Rozkręciliśmy muzykę na full, zleciało się trochę ludzi, były tańce, hulanki, nawet na dachu naszego busa!
Kuro (Reszta Pokolenia): Kiedy trafiliśmy na nocleg koledzy nie mieli ze sobą śpiworów, ani koców i spali pod płachtą ze skaju do obszywania kanap, śmiałem się z nich, że spali jak gwiazdy pod przykryciem ze skóry.
Paweł (Kompromitacja): Dla mnie osobiście to wydarzenie jest związane z Panem Pandą - skinem z Sosnowca, który zawsze ma przy sobie 40 flamastrów i czasami sekator (raz go użył) lub klucz francuski - też go użył :) Pan Panda (którego przy okazji z tego miejsca pozdrawiamy gorąco) goni z tymi flamastrami i maluje ludzi na odcięciu. Rzekłbym narodziła się nowa tradycja. A może i nawet trzeba powiedzieć więcej - narodził Pandoizm czyli nowy wymiar malarskiego impresjonizmu i surrealizmu, gdzie motywem przewodnim owych "dzieł" są męskie przyrodzenia.
Profesor Kolce (ZSRE): Jednym słowem wiadra piwa, plaża, śledzie ze słoika, dziewczyny i śpiew. 

    Przyjaciele, muzyka, kupa śmiechu, woda, góry i ogrom pozytywnej energii – to właśnie Maniowy Ekipa Biba Party. STOP! NUDZIE, STOP! SCHEMATOM.

środa, 5 sierpnia 2015

Wywiad ze Skowytem

Rozmowa z undergroundową, warszawską petardą - punkowym zespołem Skowyt przeprowadzona tuż po niesamowitym koncercie na scenie Pokojowej Wioski Kryszny. Jak chłopaki odbierają woodstockową publiczność i dlaczego nie chcą, żeby słuchał ich cały świat?

Na tegorocznym Woodstocku wystąpiliście w Pokojowej Wiosce Kryszny, to już spełnienie waszych marzeń czy został lekki niedosyt, że to jednak nie jest Duża Scena?
Ługi: To jest ciekawa sprawa. Wszyscy przeżyliśmy to, że nie dostaliśmy się na Dużą Scenę, ale po tym co tutaj zobaczyłem, po tym przyjęciu przez ludzi i po ich śpiewach... To na pewno było spełnienie moich marzeń, a Duża Scena nie ucieknie, najwyżej zagramy tam za dwa lata. Za nic nie oddałbym tego co tutaj przeżyłem.
Janek: Naszym największym marzeniem jest mimo wszystko Duża Scena, więc kiedy się dowiedzieliśmy, że zagramy w Pokojowej Wiosce Kryszny, to początkowo był niedosyt, ale szybko dotarła do nas myśl, że prawdopodobnie zagramy najlepszy koncert w naszym życiu. I tak się stało.
Ługi: Lepszego nie można było sobie wyobrazić.
Janek: Dokładnie, publiczność tutaj zawsze jest ekstra, zawsze pozytywnie nastawiona. Myślę, że wielu marzy o tym, żeby wystąpić na Woodstocku, a to już drugi występ Skowytu na tym festiwalu, czujemy się pięknie.

Jaki jest najważniejszy cel waszej twórczości?
Ługi: Na pewno zależy nam na tym, żeby tworzyć muzykę z przekazem. Problem sceny punkowej czy rockowej w Polsce polega na tym, że kapele mówią, że mają przekaz, że są zaangażowane, a prawda jest taka, że wiele z nich to typowe „darcie gęby”. Są kapele, które objeżdżają wszystkie punkowe festy, ale jeśli wsłuchasz się w teksty to okazuje się, że one są o niczym. Z kolei my jako Skowyt, który dla wielu punkowców jest za lajtowy i uważany za komercyjny zespół, nie boimy się wyjść na scenę i przed kilkoma tysiącami ludzi powiedzieć, że jesteśmy kapelą antyfaszystowską i że wspieramy takie ruchy. Nie wiem ile kapel w Polsce łapie się do takiego zaangażowanego grania, mam wrażenie, że bardzo mało.
Można powiedzieć, że celem Skowytu jest dotarcie z przekazem do ludzi, na pewno teksty są bardzo ważne,  a przede wszystkim ma być punk rock, petarda i zabawa.

W jednej z piosenek śpiewacie, że rewolucja zaczyna się w głowie, kiedy pojawiła się w Waszych głowach?
Ługi:
Dochodziliśmy do tego w różnych okresach. To się wiąże też z muzyką, wcześniej graliśmy trochę inną muzykę, jakieś grungowe nuty i w pewnym momencie poczuliśmy, że chcemy zmienić tempo, przyśpieszyć, pomyśleliśmy, że koniec grania smutów, że trzeba włożyć w to więcej energii. Nie wiem jak chłopaki, ale ja zawsze byłem gościem zbuntowanym, najpierw hipisem, potem punkiem, zdarzały się też oi'owe wstawki, lubię takie klimaty. To jest chyba naturalna konsekwencja tego, że każdy z nas był gdzieś w czasach liceum buntownikiem. Ale też Skowyt sam w sobie to nie tylko to, co wcześniej przemyśleliśmy i teraz możemy zagrać na scenie. Takie koncerty jak ten, który mieliśmy na Wiosce, kiedy widzimy jak ludzie reagują na naszą muzykę, sprawiają, że rewolucja rodzi się na nowo w głowie. Kiedy rewolucja przestanie się wciąż odradzać, to będzie znaczyło, że coś jest nie tak, bo ona powinna rodzić się cały czas, a nie tylko raz kiedyś.
Arek: W ogóle problem rewolucji nie wynika z tego że jej nie ma, ale z tego, że nie zawsze jest dostrzeżona i właściwie zinterpretowana. Od dawna krytykujemy polską scenę. Uważamy, że "dinozaury rocka", to największe zło: od lat śpiewają i grają dokładnie to samo. Ale ludzie z przyzwyczajenia sięgają "po sprawdzone", bo nie rozumieją potrzeby i istoty zmian. Bo tak po prostu bezpieczniej. Wiesz jakie mieliśmy problemy z opublikowaniem "Pokolenia Chuj"? A piosenka wyszła dokładnie w tym samym czasie co naszpikowana przekleństwami "Żyję w kraju" Strachów. Odpowiedzi z różnych rockowych rozgłośni (poza Antyradiem) były identyczne: zbyt ostro i zbyt radykalnie dla naszych słuchaczy. I wszystko kończy się tym, że po wszystkim ludzie utożsamiają rewolucję z narzekaniem na kraj, w którym wszyscy wszystkich robią w chuja. Rozumiesz coś z tego?
Na płycie Corrida usłyszeć też można „Polsko, najbardziej boję się Ciebie”, a potem „Udajmy, że wszystko jest ok, bo się nie znamy”. Skąd takie antypatriotyczne przesłanie?
Ługi: Mam wrażenie, że patriotyzm w wydaniu polskim wygląda tak, że na przykład o żołnierzach mówisz  „wyklęci”, a druga strona mówi „przeklęci”,  jesteś albo po jednej stronie barykady albo po drugiej. A ja nie chcę w tym brać udziału. Boję się zainteresowania Polski w tym sensie, że boję się zaangażowania każdej strony konfliktu, który w Polsce ma miejsce. My na przykład jesteśmy zespołem punkrockowym, ale to nie oznacza, że przyjmujemy bezkrytycznie wszystko co proponuje scena punkowa, bo jak dla mnie, niektórzy punkowcy gadają „trzy po trzy”. Z drugiej strony mamy scenę narodową, która wygląda jeszcze gorzej, jest tragiczna. Kłócą się, a tak naprawdę nie wiedzą o co.
Poza tym to państwo nie ma na celu pomagać, tylko ściągać pieniądze na przykład. W Polsce się tak porobiło, że powiedzenie „patriota” zostało zagarnięte przez środowiska prawicowe, kojarzone jest negatywnie, a tak być nie powinno. Ktoś mądry kiedyś powiedział, że ważną formą patriotyzmu jest bycie krytycznym wobec swojego kraju. To, że mówimy o tym co jest źle w Polsce nie znaczy, że mamy gdzieś ten kraj, bo nie można olewać miejsca, w którym się żyje. Trzeba też zwracać uwagę na to, co jest złe i robimy to na swój sposób, chociaż raz nam wychodzi lepiej, a raz gorzej.

Porzucając na koniec sprawę muzyki, gdybyście wiedzieli, że słucha Was cały świat, co byście im powiedzieli?
Ługi: Nie wiem co bym powiedział... Światowe zespoły typu U2 wpadają w taki klimat, że zanim cokolwiek powiedzą to zostanie przemielone przez 150 mediów, każdy to inaczej zrozumie, także taki gość jak Bono na razie niby robi coś dobrego, ale tak naprawdę nie do końca wiadomo czy on jako biznesmen w tej chwili, może ludziom mówić jak powinni żyć. Ja bym się nie chciał stawiać w takiej sytuacji, wystarczy, że słuchało mnie tylko...
Janek: Tylko cały Przystanek Woodstock ;)
Ługi:
Dokładnie, ci wszyscy ludzie w namiocie Pokojowej Wioski Kryszny. To co mieliśmy im powiedzieć, to powiedzieliśmy. Bardziej lub mniej udolnie, ale zrobiliśmy tak jak chcieliśmy. A na świat jeszcze przyjdzie czas.